Wszelkie kontrowersje zdaje się, że jedynie napędzają temu obrazowi publikę. Ja i tak miałem go ochotę zobaczyć, bo Smarzowski moim zdaniem nie robi złych filmów. Zawsze jest w tym jakiś zadzior, pazur, jakiś trudny temat. Robi to po swojemu i trudno obrażać się na niego akurat za kler, skoro wcześniej nikt go nie zamknął choćby za „Drogówkę”.
Na pewno jest pewien problem w rozmowach o tym filmie: spora część jego krytyków widziała jedynie sam zwiastun, który moim zdaniem nie oddaje tego co opowiada ten obraz. Te sceny mogą wydawać się komediowe, podobnie jak choćby w „Pod Mocnym Aniołem”, ale w obu filmach rzeczywistość jest tak porażająca, że wcale nie chce nam się z tego śmiać. To nie jest farsa, ani satyra. To jest dramat tych ludzi. Uzależnionych, samotnych, uwikłanych w grzech, w jakieś układy, wyniesionych ponad ludzi i popadających w pychę. I to czego nie ma kompletnie w zwiastunie, a co w samym filmie po prostu poraża: poranionych w dzieciństwie, w młodości i nie potrafiących sobie z tym poradzić.

Nie chcę ich bronić, tłumacząc, że to co robią nie jest złe. Jest i wszyscy sobie z tego zdajemy sprawę. Są ludźmi. A niestety od kapłana oczekuje się często nieskazitelności, oczekujemy, że już nie są ludźmi, ale jakimiś aniołami na ziemi. Potem się obrażamy, gdy okazuje się, że tak nie jest. Każdy z nas podlega jakiemuś osądowi, naciskom, problem z duchowieństwem niestety często jest taki, że zbyt wiele się rzeczy ukrywa, usprawiedliwia, wybacza. Sami też nie mają do kogo zwrócić się z problemami, bo i przełożeni nie zawsze chcą ich zrozumieć. Dla dobra wiernych, dla dobra Kościoła podtrzymuje się niestety często kłamstwa, jakieś iluzje, zamiast stanąć w prawdzie.

Czego tu nie ma. Chciwość, kombinowanie, przekupstwo, manipulacje, szantaż, alkoholizm, pedofilia, seks, przemoc, wykorzystywanie władzy, kłamstwa… Czy to gorszy? Przecież ten katalog można by ciągnąć: umiłowanie zbytku, obżarstwo, hazard, wygodnictwo, egoizm, obojętność i pogarda wobec maluczkich… To wszystko prawda. Tu podana w stężonej dawce (bo trudno wskazać „normalnego księdza”), przerysowana, by jeszcze bardziej nami wstrząsnąć. Moim zdaniem nie po to, by jak niektórzy głoszą: przestać chodzić do kościoła, ale by zrozumieć jak trudne to powołanie. Muszą to zrozumieć sami księża, ale i wierni, by zamiast wytykać palcami czasem po prostu przyjść porozmawiać, czy też pomodlić się o potrzebną siłę, gdy czują, że jest to konieczne. Wierzącym film wiary nie zabierze, prędzej zrobi to duchowny, który jest antyświadectwem dla tego co głosi.

Tyle przemyśleń budzi ten film. Nie zgodzę się, że nie ma tu dobrych kapłanów, bo przecież dwaj z bohaterów odrzucili zło, z jakim się zmagali, dokonali wyboru może trudnego i tragicznego, ale takiego, który dyktowało im sumienie, nie chcieli trwać dłużej w zakłamaniu. To jest ciekawe w tych postaciach, że nie do końca potrafisz powiedzieć: dobry, zły, czy po prostu zagubiony nieszczęśnik. To zło jakie tu jest pokazane, wszelkie nadużycia, bolą, ale szczególnie wtedy gdy nie ma nad nimi żadnej refleksji, żadnego słowa przepraszam i woli zadośćuczynienia, zmiany. Głoszenie Ewangelii, pouczanie innych jak mają żyć, bez refleksji nad własnym postępowaniem jest niestety częstym błędem.

Czy to dobry film? Jeżeli porusza (a porusza!) to moim zdaniem tak. Pewne rzeczy mi tu przeszkadzały, nie wszystko uważam, że było potrzebne, ale to już zawsze jest wizja reżysera, z którą nie ma co dyskutować. Na pewno nie będzie to mój ulubiony film Smarzowskiego, chyba nie chcę go też oglądać nigdy ponownie, ale myślę, że wiele scen zapamiętam na długo. No i aktorstwo. Ale to u Smarzowskiego zawsze jest mocną stroną. Gajos, Jakubik, Braciak, Więckiewicz – każdy z nich zagrał tu po prostu świetnie.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikulturalny.blogspot.com
Foto: Bartosz Mrozowski, źródło zdjęć: kinoswiat.pl