Mam trochę problem z tą książką. Rozumiem, że literatura popularna, sensacyjna lubuje się w różnych uproszczeniach, spiskach, ale przecież można tak obudować akcję, by mimo wszystko historia wciągała a nie drażniła, by czytelnika zaciekawić. Jednym ze sposobów na to jest oparcie się na wydarzeniach z przeszłości. Umberto Eco kiedyś udowodnił, że można pisać taką literaturę, wcale nie „obniżając lotów”, od ładnych paru lat na takich pomysłach jedzie Dan Brown. Zdaje się, że Tadeusz Biedzki miał podobną ambicję – napisać coś sensacyjnego, a jednocześnie zafundować czytelnikom trochę historii, i co chyba najbardziej będzie zgrzytać przy lekturze, również trochę swojej oceny wydarzeń na świecie.

Europa, w której Polska jest już jednym z niewielu bastionów tradycji, wartości i wiary. Wszelkie akty agresji wobec kleru, krytykę Kościoła, liberalizację przepisów dotyczących praw np. homoseksualistów, wspieranie mniejszości, która sprzeciwia się jakimkolwiek symbolom religijnym, przyzwolenie na napływ imigrantów z krajów islamskich, mimo że nie przejawiają jakiejkolwiek chęci do integracji – to wszystko Biedzki wymienia jednym tchem jako świadome działania pewnych grup dążących do zniszczenia wiary. Spisek, a nie naturalne przemiany, w których Kościół sam nie jest bez winy?

Zgoda, u innych autorów czytelnicy bez zdziwienia przyjmują nawet największe nonsensy na temat wiary, powtarzając potem bzdury o watykańskiej mafii, fanatycznych mordercach działających na zlecenie kardynałów, zarabianiu na handlu bronią itp. Wolno im, to przecież można w drugą stronę. Bez zbędnej refleksji nad tłem różnych wydarzeń historycznych, powiedzieć: to wszystko bezbożnicy, zwyrodnialcy, największe zło (wojna domowa w Hiszpanii), a wierzący z nimi walczący to niewinne ofiary ich agresji, a dziś na świecie na czele rządów są ich dzieci i wnuki, dlatego mówi się tyle zła o Kościele. Jednym słowem spisek. Ba, ograniczony nie tylko do słów, ale i trzeba wskazać czyny, zrównując wydarzenia spod Pałacu Prezydenckiego (sikanie na znicze, plucie na krzyż, zakłócanie modlitw) w rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem z podejmowaniem zamachów na kapłanów.

Tajna organizacja powstała w Hiszpanii – Zakon Piłata i Judasza ma już macki na całym świecie, również w Polsce. Nawet w policji, która zaciera ślady po ich działaniach i nie chce prowadzić śledztwa. Dwójka Polaków, którzy są świadkami zamordowania przez Zakon, jednego z księży w Barcelonie, będzie uczestniczyć w śledztwie i pomagać w walce z tą organizacją „służbom specjalnym” Watykanu.

Jeżeli zaakceptujecie ten wątek współczesny, nie będzie Wam on zgrzytał uproszczeniami, to pozostała treść książki będzie już samą przyjemnością. Historia tajemniczej drewnianej skrzynki, której historia sięga 2000 lat, przechodzącej z rąk do rąk, rzucającej cień nieszczęścia na kolejne rodziny na terenie Ziemi Świętej, Grecji, Turcji, Cypru, to zdecydowanie ta ciekawsza część „Ostatnich srebrników”. Połączenie obu wątków, czyli śledztwo dotyczące losów tego przedmiotu, też jest niezłe, choć gdy próbuje się do tego dołączyć jeszcze motywację Zakonu Piłata i Judasza, to już wszystko zaczyna się trochę rozjeżdżać.

Książeczka nie jest gruba, więc czyta się szybko, ale nie powiem żeby wciągnęła mnie tak jak bym tego oczekiwał. O dziwo jako główną wadę wskazał bym nawet nie dość łopatologiczne i bardzo uproszczone ideologiczne ataki na lewicę i ateistów, a raczej pośpiech, w jakim autor zmierza do finału. Przedłużenie tej historii, pogłębienie jej detali, przemyślenie pewnych fragmentów, rozpisanie bardziej szczegółowo wydarzeń z historii mogłoby wyjść jej na dobre.

Niestety raczej rozczarowanie. A szkoda, bo pomysł wyjściowy ciekawy i sama historia srebrników warta rozbudowania.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl

Zapisz

Zapisz