Lizbonę można zwiedzać na kilka sposobów. Szlakiem zabytkowych kamienic, jedzenia w małych klimatycznych knajpkach lub fado, muzyki zmiękczającej serce, której najlepiej słuchać przy lampce portugalskiego wina. Jadąc na wakacje do Portugalii nie spodziewałam się jednak, że najciekawsze okaże się zwiedzanie miasta szlakiem ceramicznych płytek.

Azulejos, bo tak się nazywają, pokrywają elewacje tysięcy kamienic w Lizbonie.  Wielobarwne płytki o powtarzających się wzorach przyciągają wzrok na każdym kroku i zachwycają nieskończoną liczbą graficznych rozwiązań. Nie wyobrażam sobie lepszego dnia w Lizbonie niż zaopatrzenie się w pasteis de Belem (słynne portugalskie ciasteczka z ciasta francuskiego z budyniem) i bieganie z aparatem w celu stworzenia własnej, niepowtarzalnej galerii ceramicznych wzorów. A do takiego biegania po mieście bez mapy Lizbona jest wręcz stworzona.

Nie ma tam obowiązkowych do zaliczenia, turystycznych hitów, nie trzeba chodzić z przewodnikiem w ręku w poszukiwaniu kultowych miejsc, wizytówek miasta. To miasto żyje swoim leniwym rytmem. Na każdym kroku widać i słychać portugalską duszę, w muzyce sączącej się z małych knajpek, w wąskich, czasem zaniedbanych uliczkach pokrytych graffiti, wszędzie suszącym się praniu i tramwajach, cudem przeciskających się pomiędzy kamienicami. Horror vacui czyli ?lęk przed pustką? doskonale oddaje klimat i ducha miasta, w którym na każdym kroku jest na czym ?zawiesić oko?. Miasta, w którym królują wielobarwne azulejos.

Tekst i foto: Aneta Popławska

1 KOMENTARZ