Chyba wszyscy pamiętamy film „Bogowie” o Relidze i jego ekipie przeszczepiającej serce. Pewnie wiele osób, tak jak ja, cieszyło się wtedy: wreszcie produkcja korzystająca z najlepszych wzorców z Hollywood.

Świetnie zachowana równowaga między porażkami i zwycięstwem, napięcie, które nas trzymało, mimo że znaliśmy koniec, bardzo dobrze dobrana ścieżkę dźwiękową, scenariusz z wyrazistymi rolami, dzięki czemu mogli błysnąć aktorzy. No po prostu: wow! I oto reżyser tego filmu, czyli Łukasz Palkowski, powraca na duży ekran (w „międzyczasie” realizując
m.in. Belfra dla Canal+) z historią może nawet ciekawszą, bardziej dramatyczną. Na festiwalu filmowym w Gdyni obraz zebrał duże brawa i pochwały krytyków, a już za parę dni każdy będzie mógł przekonać się, na ile udało się dosięgnąć do wysoko zawieszonej przez”Bogów” poprzeczki.

Czuje się w tym filmie podobny pomysł, dramaturgię. Jeżeli Amerykanie osiągnęli mistrzostwo w produkcjach opowiadających o trudnej drodze do sukcesu, wyciskaczach łez, udowadniających widzom, że wszystko jest możliwe, bo (i tu wstaw właściwe) dzięki A. miłości B. treningowi C. uporowi można osiągnąć nawet to co nierealne, aż dziwne, że za Oceanem nikt nie zainteresował się życiorysem Jerzego Górskiego. A może i dobrze, bo dzięki temu tę historię mógł opowiedzieć Palkowski, osadzając ją mocno w naszych realiach. Dziś postać głównego bohatera jest trochę zapomniana, może dlatego, że w 1990 roku o social mediach i dokumentowaniu każdego wydarzenia, na taką skalę jak dziś, nikt nie myślał. Przypomnijmy więc: Jerzy Górski (dobra rola Jakuba Gierszała), to facet, który ustanowił rekord świata w triathlonowych mistrzostwach świata, kończąc tzw. podwójnego Ironmana. To może nie byłoby tak znaczące, gdyby nie fakt, że jeszcze parę lat wcześniej był na samym dnie, był heroinistą, któremu nikt by nie dał szans na przeżycie
choćby kilku tygodni bez ćpania.

Foto: Robert Pałka

I to właśnie droga ku zatraceniu, a potem walka z własnymi demonami są podstawą fabuły. Gdy życie się wydaje już walić, nie mieć sensu, bohater łapie się ostatniej deski ratunku. I trzyma jej się uporczywie, nawet gdy innym wydaje się, że już jego problem zniknął. Twarda szkoła MONAR-U (ciekawa rola Janusza Gajosa jako Marka Kotańskiego – aż by się chciało cały film o nim!), nauczyła go pokory, dyscypliny, tam odkrył w sobie też siłę, by stawiać sobie cele. Najpierw była to raczej próba zagłuszenia wszelkich dylematów wysiłkiem. Aż do bólu. Do granic możliwości. Potem zapragnął zmierzyć się z innymi.

Foto: Robert Pałka

Nie jest to obraz przyjemny, choć pewnie dla tych, którzy stykają się z problemem narkotyków, nie będzie to nic szokującego. Czy może okazać się dla kogoś motywacją do zmian? Czemu nie – bohater przecież z początku wydaje się tak słaby, że nawet dziecko by go prześcignęło. Dostał szansę i wsparcie, parę osób w niego uwierzyło, ale to głównie
sobie zawdzięcza to, że nie odpuszczał, wciąż zmuszając się do wysiłku.
Palkowski znowu stworzył film, który po prostu się ogląda, rozrywkę, bez specjalnego psychologizowania, wszystko mamy podane na tacy w taki sposób, że jaśniej się nie da. I to jest klucz do sukcesu. Odrobina humoru (postacie drugoplanowe! wspominany Gajos, zabawni Kot i Jakubik), dramatu, miłości (dobre role pań: Kamili Kamińskiej, Magdy
Cieleckiej i Anny Próchniak), a przede wszystkim pokazanie prawie namacalnie walki, zmagań z własnym umysłem i ciałem, drogi do zwycięstwa. Sceny dramatyczne umiejętnie przeplecione są takimi, które rozluźniają atmosferę i widz nie czuje w żaden sposób znużenia.

Foto: Robert Pałka

Po raz kolejny zwraca też wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa i dobrze napisane dialogi. To co ewentualnie można by wskazać jako minus, to nie zawsze doskonała charakteryzacja – czyżby mniejszy budżet niż w przypadku poprzedniego filmu?

Czuć, że tym razem twórcy wybrali trochę drogę na skróty, upraszczając pewne wątki i wygładzając wszelkie fale, tak byśmy skupili się jedynie na samym triathlonie, uwierzyli, że to zwycięstwo stanowi finał przemiany i otwiera drogę do szczęścia. Ale powiedzcie, czy nie kochamy takich hollywoodzkich bajek? Że patos? Ale z jaką klasą! Może i nie pokocham tego obrazu tak jak „Bogów”, ale pewnie tak jak i tamten, obejrzę „Najlepszego” jeszcze kilka razy z przyjemnością. Film będzie miał premierę 17 listopada.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Plakat: Dystrybucja Mówi Serwis
Foto: Robert Pałka

Zapisz