Agnieszka Holland po raz kolejny sięga po wydarzenia z przeszłości i autentyczną postać, nie po to by stawiać jakieś pomniki, ale by przyjrzeć się ludzkim wyborom, decyzjom, temu jak zachowują się w trudnych sytuacjach.

Jana Mikoláška dziś byśmy pewnie określili jako speca od medycyny naturalnej, przed wojną traktowano takie osoby raczej jako znachorów, upatrując się w ich umiejętnościach jakiejś magii. To było jego marzenie – pomagać ludziom. I nie były najważniejsze pieniądze jakie na tym zarabiał. Uważał, że ma dar. Zna się na ziołach, na roślinach, wie jakie przepisać napary, by pomóc w określonych dolegliwościach, nauczył się też rozpoznawać objawy po moczu chorego. I choć zdaje sobie sprawę, że motywacja pacjenta była równie ważna jak i same zioła, dawał im coś czego pragnęli – wraz z lekarstwem nadzieję… Leczył przed wojną, w trakcie niej i nawet w komunistycznej Czechosłowacji, próbując się dostosować do każdej władzy, byle pozwoli mu robić swoje.

Film opowiada o jego procesie, który zafundowali mu komuniści, oskarżając go o spowodowanie śmierci pacjentów, a w trakcie przesłuchań, poznajemy różne jego wspomnienia, które pozwalają zobaczyć różne cechy jego charakteru. Człowiek, który tyle pomagał innym, potrafił być bardzo toksyczny dla bliskich, było w nim masę sprzeczności, jak choćby niechęć do zbierania podziękowań ale i narcyzm, głęboka wiara, a jednocześnie życie w związku homoseksualnym, za co potem chce pokutować. Ludzie go podziwiają, ale on trzyma ich (z jednym wyjątkiem) na dystans. Jedno na pewno jest w nim stałe – choć oskarża się go o szarlatanerię, on twierdzi, że to nauka, że wszystkiego się nauczył z przyrody stworzonej przez Boga. Może właśnie wiara kłuła w oczy władze? Może wystawny styl życia? A może po prostu tłumy, które wolały szukać pomocy u niego, niż w państwowej służbie zdrowia? Spreparowane dowody wystarczyły by wydać wyrok.

Historia na pewno jest ciekawa, mam jednak wrażenie, że podobnie jak w poprzednim filmie Holland, zabrakło jakiejś iskry, by widz mógł poczuć większe emocje, by nie oglądał tego na chłodno. Ivan Trojan gra świetnie, zdjęcia są ładne, reżyserka zadbała o to by pojawiła się w filmie i odrobina dramatyzmu i jakaś zmysłowość, by metody bohatera budziły ciekawość. A mimo to, brakuje w tym wszystkim większej dawki emocji, całość jest zbyt zachowawcza, pokazana zbyt klasycznie.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: gutekfilm.pl

2 KOMENTARZE