„Płacz” finał (czyżby?) tzw. trylogii wrocławskiej Marty Kisiel, cyklu z którym miałem trochę problem. Zaczynałem bowiem spotkanie z autorką (czy też wtedy jeszcze ałtorką?) właśnie od niego, od „Nomen Omen”, które mnie wcale nie zachwyciło. Potem dopiero „Dożywocie” sprawiło, że odszczekiwałem swoje słowa, że ta Kisielowa to przereklamowana (dowody znajdziecie w zakładce Przeczytane). I „Toń” wydała mi się dużo ciekawsza. Na pewno była też poważniejsza i mroczniejsza niż pierwszy tom. I tak też jest i z finałem. To cykl na pewno odmienny od „Dożywocia”, mniej tu humoru, zabawnych postaci, więcej za to akcji, tajemnic, napięcia. Mam wrażenie, że w takie klimaty w innych książkach Marta Kisiel wchodzi tylko na chwilę (ale potrafi to robić!), a tu zanurza nas prawie od początku. Gdyby nie to, że już trochę znamy charaktery poszczególnych postaci, mamy frajdę z różnych przepychanek między nimi, to byśmy w tym mroku zatonęli bez nawet jednego uśmiechu i sympatycznego ciepełka. A że są oni, to trochę nas w tych ciemnościach czasoprzestrzeni, duchów i potworów, coś jednak ogrzewa i światełka nadziei też nie zabraknie.

Generalnie jednak jest mrok. A wyprawa organizowana w celu poszukiwania zaginionej Eleonory, przypomina raczej (mimo ich dobrych chęci) garstkę desperatów, którzy szykują się na coś co ich kompletnie przerasta. Z czasem jeszcze bardziej sobie to uświadomią. I prawdę mówiąc nawet nie chcę pisać Wam zbyt wiele, by nie odbierać przyjemności w śledzeniu kolejnych odsłon fabuły. Z góry uprzedzam, że najlepiej jednak przeczytać sobie przed lekturą trzeciego tomu dla odświeżenia dwa poprzednie – wtedy więcej detali będzie dla Was czytelniejszych, frajda będzie większa.

Autorka zabiera nas w Góry Sowie i dotyka bolesnych historii tamtego rejonu z okresu drugiej wojny światowej – kompleks Riese, jakieś plotki o skarbach i tunelach pełnych tajemnic budują klimat tej historii. I choć w tym cyklu podróże wgłąb wydarzeń to nie nowość, mam wrażenie, że tym razem misja nabiera jakiegoś wyjątkowo dramatycznego charakteru.

Czy płacz będzie Wam towarzyszył podczas lektury? Jeżeli polubiliście te postacie to obawiam się, że tak. Nie wszyscy bowiem wyjdą z tej wyprawy cali. Poświęcenie jednak też trzeba przyjąć, podobnie jak miłość, troskę, czy też wszystko to co czasem nad drażni w tych, których kochamy. Z przyjemnością powtórzę kiedyś sobie całą trylogię. Mimo, że nadal wyżej stawiam całe uniwersum około Lichotkowe.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl