Długo odkładałem napisanie notki o tym filmie, bo nie jest mi wcale łatwo o nim napisać. Postać księdza Kaczkowskiego jest dla mnie osobiście ważna, czytałem jego książki, obserwowałem jego poczynania, oglądałem wywiady i uważam, że jak mało kto zasługuje na to by o nim powiedzieć: owoce zostawił po sobie dobre. Nie był na pewno ideałem, ale potrafił pociągnąć za sobą innych do tego by czynić dobro, fascynował, a jego doświadczenie choroby i cierpienia jest ogromną lekcją dla nas wszystkich – znaleźć sens nawet w tym co trudne i przekuć to na coś dobrego… Dlatego film również jest dla mnie ważny i cieszyłem się na niego bardzo. Nie uważam jednak go za arcydzieło, dlatego tak trudno mi było zebrać się do napisania różnych refleksji po jego obejrzeniu. Na pewno zasługuje na duże brawa kolejna świetna rola Dawida Ogrodnika – to co wyczynia ten facet przeobrażając się w kolejne postacie jest fenomenalne. Udało się też…
…pokazać różne odcienie charakteru księdza Kaczkowskiego – przecież nie zawsze było łatwo żyć, pracować obok niego. Był pełen pasji, ale bywał też zbyt wymagający, chłodny, nieobecny. Uczył tego co to znaczy towarzyszyć choremu i jego bliskim w cierpieniu, nie ukrywajmy jednak tego, że trochę lubił skupiać na sobie uwagę. Na pewno zabrakło mi pokazania go jako kapłana, kochającego celebrację eucharystii w rycie przedsoborowym, człowieka dla którego zarówno liturgia jak życie duchowe było codziennością. Można odnieść wrażenie, że był przede wszystkim działaczem, społecznikiem i mówił o miłości Boga prostym językiem, dlatego był lepszym księdzem niż inni. Aha – i pojechał na ASP do Owsiaka. Kurcze, przecież nie dlatego był fajny, że tam pojechał, ale odwrotnie: pojawił się tam, bo wynikało to z jego wewnętrznego przekonania, że o Bogu trzeba mówić wszędzie i zawsze, nie skreślając nikogo. O tym jest przecież również ta historia. Zresztą dodajmy mająca oparcie w faktach. Młody chłopak, diler i cwaniaczek dostaje wyrok, ale i szansę – ma odpracować kilkaset godzin prac społecznych i tak trafia do hospicjum założonego przez ks. Jana. Proces zmiany, doświadczania tego, że ktoś może mu ufać, że nie traktuje podejrzliwie, dokonuje się i staje się początkiem nowego życia. To właśnie Patryk jest narratorem tej opowieści i jej głównym bohaterem, ks. Kaczkowski staje się tu jego mentorem, przewodnikiem i przyjacielem. Piotr Trojan w tej roli wypada dobrze, choć po poprzedniej roli, nie zaskakuje.
Trochę przeszkadzało mi w tym filmie tak mocne podkreślanie konfliktu z biskupem i hierarchią kościelną, ateizm rodziny ks. Jana i żarty z duchowieństwa – nie twierdzę, że trzeba zakłamywać życiorys, wykreślając te rzeczy, ale odniosłem wrażenie że to się specjalnie uwypukla, tak jakby trochę tworząc wrażenie, że stan kapłański bohatera to jedynie przypadek, bo przecież on wyrastał ponad to. Mam więc trochę „ale” do tego scenariusza, trochę obawiając się odbioru tego obrazu np. przez młodych ludzi, którzy są nastawieni negatywnie do Kościoła, czy przypadkiem gdzieś nie umknie im coś ważnego, a ksiądz Jan nie stanie się bohaterem jednej chwili, sympatycznym gościem, który ściskał rękę Owsiakowi, ale o owocach jakie pozostawił już szybko się zapomni. A gdzie w tym wszystkim jeszcze naukowa praca, czyli bioetyka i to w jak kapitalny sposób łączył ją z wiarą?
Good movie film jakich wiele? Może więc szkoda, że tylko tyle? Nie chodzi mi o pomniki, ale raczej o to, by słowa Kaczkowskiego i źródła z jakich one wypływały nie zostały zepchnięte na bok, przez spłycenie i banał.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: https://next-film.pl/film/johnny/