Recenzję o bardzo dobrym debiucie Krzysztofa Bochusa pt. „Czarny manuskrypt” znajdziecie na blogu notatnikkulturalny.blogspot.com, a dziś o kontynuacji z radcą kryminalnym Christianem Abellem w roli głównej, która na dniach ukazała się nakładem wydawnictwa MUZA. Powiem Wam, że to powieść równie smakowita i z podobnymi zaletami jakie wyliczałem przy tomie pierwszym. Ciekawy bohater po zakończonej sukcesem sprawie dostał szansę na powrót do Gdańska. To właśnie na terenie Wolnego Miasta
oraz w sąsiednim Sopocie, z całą ich atmosferą połowy lat 30, będzie działa się akcja powieści.

Powrócą pewne wątki z tomu pierwszego, ale z jeszcze większym nasileniem – wszak zwolennicy Hitlera rosną w siłę, nastroje są coraz bardziej radykalne i już nawet apolityczna w teorii policja nie ukrywa swoich sympatii. Abell jest osamotniony w swojej niechęci wobec narodowo-socjalistycznych prymitywów, czując, że tak naprawdę wcale nie chodzi ich przywódcom o dobro Niemiec, a jedynie o nieograniczoną władzę, co może skończyć się dla kraju podobną tragedią jak poprzednio. On chce jedynie być uczciwym gliną i ścigać przestępców, nie czyniąc wśród nich podziałów na rodaków, Polaków, czy Żydów. Jego przełożeni mają już na ten temat trochę inne zdanie. Ta atmosfera miasta, niepokój,
jaki na długo przed wybuchem wojny już odczuwało wielu ludzi, sprawiają, że chwilami nawet większą uwagę poświęcamy w lekturze właśnie tym smaczkom, a nie jedynie śledztwu. To nie znaczy, że jest ono mało interesujące, choć chwilami możemy być zaskoczeni źródłami niektórych hipotez, ale to tło po prostu jest równie ciekawe jak samo dochodzenie.

Towarzysząc radcy prawnemu i jego pomocnikowi, wachmistrzowi Kukułce, będziemy mieli okazje zajrzeć do okazałych willi bogaczy, do nielegalnego kasyna, chodzić uliczkami Gdańska i Sopotu, zaglądać do sklepików i knajp, czy spotykać się z przemytnikami
w porcie. Nie znam oczywiście na tyle dawnych planów i historii tych miejsc, by sprawdzać wierne odtworzenie realiów, ale naprawdę sprawia to wrażenie bardzo profesjonalnego przygotowania przez autora wszystkich szczegółów. To się po prostu chłonie i łapałem się przy lekturze, że dzięki niektórym opisom, z łatwością wyobrażałem sobie różne miejsca.
Ich śledztwo będzie dotyczyć morderstwa pewnego bardzo znanego żydowskiego przedsiębiorcy i kolekcjonera dzieł sztuki. Kolejne tropy będą prowadzić ich do różnych członków rodziny bogacza, ale choć przełożeni chcą zamknąć sprawę jak najszybciej, Christian Abell wciąż drąży dalej w poszukiwaniu nie tyle sprawcy, ale motywów, aby odkryć prawdę, którą jak czuje, ktoś chce przed nim zasłonić. Więcej zdradzał nie będę.
I choć powtarzanie pewnych schematów z tomu pierwszego (np. ryzykowanie życiem
i wychodzenie z opresji mimo wszystko cało) trochę mi się nie podobało, to całość uważam za naprawdę bardzo dobry kryminał. Nie tylko wciąga fabułą, ale i przykuwa uwagę całym tłem, różnymi wątkami pobocznymi. A sam bohater po prostu da się lubić. Choć nie wróżę mu już długiej kariery w Kripo. Idą czasy, które nie są dobre dla ludzi, którzy mają taki charakter i system wartości. Niestety.
Tym bardziej jestem ciekaw co dalej wymyśli Krzysztof Bochus. Bo nie ukrywam, że liczę na ciąg dalszy.

Miała być krótka notka, a tu się okazuje, że chętnie bym pisał dalej, choćby o wachmistrzu Kukułce, kolejnej postaci fajnie nakreślonej i jego specyficznych metodach, o wątku miłosnym, który nie jest ani zbyt ckliwy, ani zbyt wulgarny (a to nie tak częste), o…
Tyle, że podobno takie mamy czasy, że w internecie czyta się tylko pierwszy akapit.
Więc co ja się będę produkował. Liczę tylko, że pierwszych kilka zdań tam zawartych
nie umknie Waszej uwadze. Po prostu obie książki tego autora mocno polecam!

Tekst: Robert Frączek www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak www.miluna.pl