Kinga Dębska po tym jak podbiła serca widzów filmem „Moje córki krowy”, bierze na warsztat ciekawy i ważny temat społeczny. Wszyscy wiemy, że Polacy z alkoholem mają trochę problem, bo nie ma u nas jakichś tradycji kultury picia, za to niestety jest spora akceptacja dla picia sporych ilości. Ba, to nawet powód do domu. Co ciekawe, jednak tak postrzegani są głównie mężczyźni, im się więcej wybacza, tłumaczy się ich, a gdy już są na dnie, wspiera w leczeniu uzależnienia. Kobietom jednak jest dużo trudniej – tu przyzwolenie na picie jest, ale nie daj Boże, gdy któraś zaczyna głośno mówić o problemie, nagle wokół niej robi się jakoś pusto. Jej nie wolno.
I tym bardziej więc problem narasta, bo się go umiejętnie ukrywa. O ile Smarzowski w „Pod mocnym aniołem” trochę tego dotknął, pokazał tam już ten ostatni etap. Dębska zrobiła coś ważnego, bo pokazuje kobiety z klasą, dobrze ubrane, potrafiące o siebie zadbać i alkohol w ich życiu. Co im daje, a co im odbiera.
Trzy bohaterki, różne pokolenia i różne style picia. Teresa (Dorota Kolak) to znany chirurg dziecięcy, świętuje właśnie odbiór prestiżowej nagrody środowiskowej. Magda (Maria Dębska) imprezuje, by rozładować stres i zmęczenie – w końcu wiele wysiłku wymaga ciągnięcie studiów i jednoczesna praca. Dorota (Agata Kulesza) to bardzo znana prokurator, żona jeszcze bardziej znanego posła, dusza towarzystwa. Widzimy jak każda z nich świętuje wieczór i gdzie ją to zaprowadzi.
Choć te trzy historie mają w sobie sporo przewidywalności i uproszczeń, jakby były szkicowane na podstawie najbardziej sensacyjnych nagłówków prasowych, dają jednak do myślenia, zwracając uwagę na to, że takie osoby to wcale nie rzadkość, również w naszym otoczeniu. Komunikaty: tylko troszeczkę, dla rozluźnienia, daj mi się zabawić, przecież nic wielkiego się nie stało, to tylko wino pewnie słyszeliśmy nie raz. Podobnie jak bardzo symptomatyczny tekst, który tu pada: nie jestem uzależniona, bo sobie radzę, wszystko ogarniam, nic mi się nie wali. O cenę takiego funkcjonowania już nikt nie pyta, a przecież im trudniej tym większą ochotę ma się człowiek napić, by zapomnieć choć na chwilę… Jak długo się tak da? Niektórzy potrafią całymi latami. I dopóki się nie wydarzy coś tragicznego, jak w życiu bohaterek, otrzeźwienie nie przychodzi. Czasem nawet jak się coś wydarzy, nic to nie zmienia. Alkohol stał się już zbyt ważny, daje ukojenie, szybką ulgę, czymś na co się czeka, to raczej chwile między piciem stają się straszne.
Siłą „Zabawa, zabawa” na pewno jest aktorstwo. Nie bardzo mi pasowały do tego niełatwego tematu wątki komediowe (policjanci), ale to już pewnie kwestia gustu, drugi plan prawie nie istnieje. Natomiast wszystkie panie poradziły sobie bardzo dobrze w swoich rolach (szczególne brawa dla Doroty Kolak). To dzięki nim te historie poruszają. I może gdyby tak dać im jeszcze trochę czasu i przestrzeni… Bo każda ma raptem pół godziny i mamy wrażenie, że ich opowieści urywają się zanim poznamy ważne dla nich i dla nas odpowiedzi. W dodatku w tle tak niewiele jest wyraźnych postaci, z którymi mogłoby dojść do jakiejś ciekawej interakcji. Co jeszcze bardziej podkreśla ich samotność i cierpienie, które próbują zagłuszyć.
Sam film raczej nie zaskakuje, ale na pewno warto go zobaczyć, bo powinien być tematem rozmów i dyskusji, jak to się stało choćby w przypadku „Kleru”.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Robert Jaworski, www.kinoswiat.pl