Cóż by o tej książce powiedzieć – kampania reklamowa była świetna, powieść była na pierwszych miejscach wszystkich rankingów sprzedaży. „Filozoficzna powieść kryminalna” albo „nowy Folwark zwierzęcy” – oto jakie hasła towarzyszyły temu wydawnictwu. Rzecz jest lekka, ot po prostu kryminał, tyle że z pewnym pomysłem. Głównym bohaterem bowiem i narratorem w powieści jest stado owiec.

Ich pasterz był trochę dziwakiem, odludkiem trzymającym się na uboczu. Całe dnie spędzał w przyczepie i na pastwisku ze swoim stadem (nawet czytał im książki). Akcja powieści zaczyna się gdy owce znajdują swojego pasterza martwego na łące.
– Jeszcze wczoraj był zdrowy – powiedziała Matylda, nerwowo strzygąc uszami.
– To nie ma nic do rzeczy – zauważył Sir Ritchfield, najstarszy tryk w stadzie. – Nie umarł na chorobę. Szpadel to nie choroba.


Owce ponieważ lubiły swojego pasterza postanawiają poprowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa i osiągnąć sprawiedliwość. Wszystkie sprawy ludzkie nie są dla nich łatwe – okazuje się, że pasterz George miał sporo wrogów, zajmował się nie tylko owcami, a w przeszłości w tej samej wsi zdarzyło się jeszcze inne nigdy nie wyjaśnione morderstwo. Stado porównując różne sprawy do swojego świata oraz do książek czytanych im przez pasterza powoli odkrywają nie tylko sprawę zabójstwa George’a, ale i świat ludzkich emocji, wartości i zasad. Momentami nawet jest dość zabawne np. gdy próbują zrozumieć osobę księdza i miejsce jakim jest kościół, gdy starają się zrozumieć nienane dla nich pojęcia z naszego świata. Ale nazwanie tej książki filozoficzną tylko dlatego, że niby owce odkrywają prawdę o naturze ludzkiej (czyli rolę namiętności, strachu, zazdrości itd.) jest grubą przesadą.


Mamy więc ludzi, którzy chcą rózne rzeczy ukryć przed światem i nie doceniają owiec i owce, które mają swoje charaktery, swoje zdolności i ostatecznie okazują się dużo mądrzejsze od ludzi. Klimat zbliżony do kina familinego np. Świnki Babe czy podobnych opowieści. Czyli pomysł ciekawy, ale już jego rozwinięcie jest mniej oryginalne. Żeby rozwikłać zagadkę kryminalną trzeba zafundować czytelnikowi jakieś zbiegi okoliczności, naiwne rozwiązania typu: ktoś sam się przyznaje, kogoś rusza sumienie, ktoś widzi ducha zmarłego pod postacią barana… Owce więc same nie są w stanie wymierzyć sprawiedliwości choć bardzo się starają.


Czyta się szybko, fragmenty są dość zabawne, momentami jednak robią się dłużyzny. Gdybym więc jeszcze raz miał decydować czy sięgać po tę powieśc to chyba bym sobie odpuścił – tyle jest ciekawszych rzeczy. Na drugą część na pewno szkoda i czasu i kasy.

Siła reklamy. Odpowiedni marketing i okazuje się, że ludzie są jednak bardzo podobni do owiec – instynkt stadny działa tak samo. Ja się dałem nabrać.


Tekst: Robert Frączek
Źródło: wpis z 4 czerwca 2011 r.: https://notatnikkulturalny.blogspot.com/2011/06/sprawiedliwosc-owiec-leonie-swann-czyli.html#more

Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl