Dziś kolejny gorący tytuł, który może stać się przebojem tej jesieni. Na pewno spore brawa należą się za pomysłową akcję promocyjną: co prawda można przemyśleć na przyszłość detale, lecz rzucenie wyzwania, by przeczytać 1000 stron w jedną noc, nie pozostało niezauważone.
U mnie zmęczenie wzięło górę – 250 stron w niewiele ponad 3 godziny to i tak niezły wynik. Między innymi dlatego, że ten tytuł naprawdę wciąga. Potem miałem sporo biegania, niewiele spokoju, ale i tak w poniedziałek tomiszcze zostało przeczytane. I spokojnie je mogę polecać. Komu? A chociażby wszystkim tym, którym spodobała się seria o Hyłce. W tytule notki wspomniałem Mroza i naprawdę mam wrażenie, że gdyby mógł ukraść pomysł na fabułę, to chętnie by to zrobił. Bo raz, że trochę by to pasowało do jego bohaterki, a dwa że to naprawdę fajnie skonstruowana intryga. Umiejętne wymieszanie przepychanek w sądzie, śledztwa, nie zawsze czystych zagrywek, a do tego postać, która cholera nie jest oczywista. Popełnia błędy, ale jest uparta, dostaje w dupę, ale powstaje, nie zawsze gra czysto, ale dlatego że to nie jest uczciwa gra. Każdy kto zadrze z posiadaczami wielkich pieniędzy, może liczyć się z tym, że poczuje się przy nich bardzo malutki i głupi. A nawet jak się sam nie poczuje, to już go do tego zmuszą. Z kim zmierzy się Ana Tramel? Z tymi, przez których zginął jej brat, z tymi wśród których jej brat znalazł sobie ofiarę swej zemsty.
Bohaterka kiedyś była bardzo zdolną prawniczką, jednak pewne doświadczenia sprawiły, że woli zajmować się drobnymi sprawami i mieć święty spokój. W takiej pracy nikogo nie skrzywdzi i może kontynuować sobie taki styl życia jaki wybrała. Alkohol, prochy, samotność, to mieszanka dość wybuchowa, ona jednak potrafi balansować na granicy gdzie jeszcze w dzień potrafi trzymać się na nogach. Gdy jej brat, z którym straciła kontakt na długi czas, dzwoni do niej i prosi o pomoc, bo został oskarżony o morderstwo, będzie musiała trochę otrzeźwieć. Potem cała ta sprawa staje się jej prywatną wojną o dobre imię brata, o jego godność. Ana po prostu nie może pogodzić się z tym, by uznano go za mordercę. Ale jeżeli udowodni iż w kasynie, w którym potrafił przegrywać olbrzymie sumy, tak naprawdę cały czas nim manipulowano, nie pozwalano mu zerwać z uzależnieniem, grożono mu żeby nie przestawać grać, zostanie on uznany nie tylko za sprawcę, ale i ofiarę, zagonioną do rogu bez wyjścia.
To batalia z olbrzymim koncernem hazardowym i oskarżenie państwa, które zezwala na reklamę, prowadzenie gier hazardowych na coraz większą skalę i wciąganie w to coraz młodszych, tylko dlatego, że stoją za tym konkretne pieniądze. One stają się ważniejsze niż czyjeś życie, ludzkie dramaty, rozwalone rodziny i stracone oszczędności pojedynczego człowieka. Roberto Santiago pisze z pasją, nie zapominając jednocześnie o tym, iż fabuły nie można przegadać. Mimo, że bohaterka jest prawniczką, sama raczej nie prowadzi jakichś poważnych działań śledczych, wokół niej dzieje się tyle, że spokojnie można by tymi scenami wypełnić kilka książek kryminalnych. Zwroty akcji, kolejne upadki na deski ringu, nokaut, wypunktowanie i… No nie, finału na pewno nie zdradzę.
Ileż determinacji jest w tej kobiecie. I ileż demonów kotłuje się w jej głowie i sercu, sprawiając że sama potrafi być największym wrogiem w prowadzonych przez siebie bataliach.
1000 stron połyka się błyskawicznie. To lektura oryginalna i w dodatku porusza ciekawy, ważny temat. Choć postacie mogą wydawać się naszkicowane trochę zbyt pobieżnie, fabuła naprawdę wciąga.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl