Premiera dopiero w połowie kwietnia, ale podobnie jak inne filmy wprowadzane przez Gutek Film na nasze ekrany, pewnie będziecie mogli go upolować wcześniej na jakichś pokazach. A ja już dziś powiem krótko czemu moim zdaniem „Nigdy cię tu nie było” warto zobaczyć.
Po pierwsze:
żeby zobaczyć Joaquina Phoenixa w roli, która zaskakuje. Wrażliwy brutal. Morderca z duszą dziecka. Bezwzględny a jednak z zasadami. Sporo określeń kotłujących się w głowie, szufladek do których by się chciało jego postać włożyć i każda okazuje się trochę za ciasna. W takiej odsłonie jeszcze tego aktora nie widzieliście.
Po drugie:
dla scenariusza – niby prosty, może i nawet przewidywalny, ale do cholery naprawdę ta historia trzyma za gardło. Jest w tym tyle gniewu, wściekłości z powody krzywdzenia innych, wszystkich bogatych popaprańców, którym wydaje się, że wszystko im wolno. Zawsze temat wykorzystywania dzieci sprawia, że widzom też zaciskają się pięści ze złości albo cisną się łzy z powodu bezradności. Lynne Ramsay jednak nie chce żebyśmy płakali. Zrobiła film, który jest mocnym thrillerem, nie oczywistym i z zawieszonym zakończeniem.
I z tym wiąże się po trzecie:
dla klimatu tego filmu, na który składa się i hipnotyzująca muzyka (Jonny Greenwood z zespołu Radiohead), pomysł na opowiedzenie tej historii, i zdjęcia, i to połączenie chłodu, profesjonalizmu, brutalności… Wszystko tworzy świetną całość.
Joaquin Phoenix gra samotnika, który utrzymuje się ze zleceń na rozwiązanie spraw gdzie system sprawiedliwości i policja się poddają. Trzeba odnaleźć jakieś dziecko, które zniknęło z domu, kogoś pouczyć, by nie robił mu krzywdy, przywieść je do rodziców – nie ma lepszego. Nie afiszuje się ze swoją działalnością, ale jego skuteczność sprawia, że nie brakuje mu zajęć. Niewiele wiemy o nim samym, o jego przeszłości, ale na pewno budzi naszą ciekawość swoją tajemniczością. Dba o swoją anonimowość, o to by domu, w którym opiekuje się mamą, nikt nie łączył z jego nocną działalnością. Ukrywa swoją tożsamość, ale i widać, że zmaga się z jakimiś koszmarami z przeszłości.
Jest profesjonalistą i nigdy nie zawodzi. Do czasu, gdy nadepnie na odcisk ludziom, którzy mają dużo większe możliwości organizacyjne niż on. To już nie jest kwestia jedynie zemsty, czy wyrwania z rąk drani młodziutkiej dziewczyny, faszerowanej narkotykami i wykorzystywanej, to kwestia życia i śmierci. Nagrody w Cannes nie były przesadzone.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: www.gutekfilm.pl