Gdy widzisz taką okładkę, już z góry spodziewasz się, że to reportaż, który łatwy i przyjemny nie będzie. Czytanie o krzywdzeniu, wykorzystywaniu innych, szczególnie nieletnich, zawsze sprawia, że człowiekowi zaciskają się ze złości pięście, w ustach czuje coraz większą gorycz, a w sercu rośnie wściekłość.
Nawet tam gdzie handel własnym ciałem jest po prostu najlepszym sposobem na utrzymanie całej rodziny, gdy kobiet nikt do tego nie zmusza, a kusi je po prostu możliwość większych zarobków, czy możliwość znalezienie „opiekuna” z zagranicy, zawsze rodzą się pytania dlaczego tak właśnie jest i czy powinniśmy to akceptować.
Urszula Jabłońska pisze jednak nie tylko o tym co gdzieś być może kojarzymy z jakichś przekazów i opowieści z Tajlandii – o biznesie napędzanym przez mężczyzn (najczęściej już nie tak młodych), szukających „przygód i egzotyki”. Okazuje się, że tytuł książki wcale nie jest przypadkowy, a handel ludźmi ma w tamtym regionie bardzo różne oblicza.
W sidła współczesnego niewolnictw można wpaść nie tylko z powodów ekonomicznych, ale czasem zupełnym przypadkiem (porwania ludzi do pracy na statkach poławiających przez wiele miesięcy na wodach poza Tajlandią). To historie, które porażają, ale w Azji nawet bardzo nie dziwią. To setki lat kultu władców i rządów feudalnych, kolonializm, które mocno utrwaliły pewien sposób myślenia, system w którym tym u władzy, bogatym, po prostu wolno dużo więcej. Biedny ma dużo mniej możliwości do wyboru, więc przy różnych sytuacjach, gdy nie ma już co jeść, wszystko jest zadłużone, wysłanie któregoś z dzieci do miasta „do pracy”, wydaje się im naturalną koleją rzeczy. Wartość człowieka to po prostu worki z ryżem, które pozwolą reszcie rodziny przeżyć kolejny rok, licząc na to, że zbiory na polach będą lepsze.
Dzisiaj cena człowieka waha się w granicach 10-30 tysięcy bahtów. To cena 500-1000 kilogramów ryżu
Jabłońska starała się poprzez swoich bohaterów pokazać nie tylko brak nadziei i cierpienie, ale również walkę o swój lepszy los. Choć czasem nam te wybory mogą wydawać się dziwne (np. operacje plastyczne, zmiany płci) dla nich wydają się czymś oczywistym, inwestycją w lepszą przyszłość. Podobnie widzą to też ci, którzy naiwnie płacą przemytnikom za to, żeby przerzucili ich „do lepszego świata”, choć w efekcie zaczynają od zera jako nielegalni lub trafiają do zamkniętych obozów, bo oprócz pobranej opłaty bandyci chcą za nich również dodatkowy okup.
Którego człowieka można kupić, a którego nie? Na jak długo można go sobie zatrzymać? Na zawsze? A może dopóki nie spłaci sumy, za którą został kupiony? Ile wynoszą odsetki od takiego długu?
Do 1905 roku zasady były określone prawem. Człowieka można było dostać w prezencie od kolegi. Człowieka można było odziedziczyć.
„Człowiek w przystępnej cenie” pokazuje nam Tajlandię (ale również np. koszmar Muzułmanów w Birmie) na pewno w barwach, które nie są kolorowe jak reklamujące ją foldery. Korupcja, ogromne kontrasty, przemoc wobec kobiet i traktowanie ich jako tej gorszej płci (ciekawy rozdział o mniszkach buddyjskich, których mnisi nie chcą uznać), cenzura polityczna i represje wobec ludzi – to pewnie się zapamięta z lektury. Ale to nie jest tak, że autorka sobie coś wymyśla, wyolbrzymia. Ona po prostu słucha i na bohaterów książki wybrała tych, których historie ją poruszyły. Byśmy wybierając się być może do Tajlandii, byli uważni również na tych, którzy wcale w tym kraju wolnych ludzi, wolni wcale nie są.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl