Guillermo Del Toro dotąd kojarzony był z klimatycznymi filmami grozy, okazuje się jednak, że chyba największy jak dotąd sukces osiągnie filmem, który jak dla mnie jest dość nijaki. Nie no, jest ładny, ale nie ma w nim nic co by zapierało dech, sprawiało, że się przestraszysz, zapamiętasz seans wyjątkowo. To kolorowa baśń o pięknej i bestii, doprawiona szczyptą kina napięcia (zmagania wywiadów w trakcie zimnej wojny), historia miłości między wyrzutkami. Ona nie czuje się akceptowana bo posługuje się jedynie językiem migowym, a on traktowany jest jedynie jako obiekt doświadczalny, nikt nawet nie próbuje się z nimi porozumiewać. Wokół nich jeszcze garstka innych, którzy mają jakieś odruchy serca, choć zwykle dostają za to w życiu po głowie.
Sally Hawkins (Elisa) i Octavia Spencer (Zelda) w filmie Guillermo del Toro
Najciekawsza tu jest chyba postać Elisy Esposito (bardzo dobra rola Sally Hawkins), dziewczyny postrzeganej jako dystansująca się od społeczeństwa, bez kontaktu, a przecież to jedynie pozory – gdy pozna się ją bliżej ze zdumieniem odkrywamy jak bardzo lubi muzykę, taniec, jak docenia wszelkie odruchy przyjaźni. Podobnie jak z ludźmi postępuje również z „potworem”, obdarowując go jedzeniem, dźwiękami i po prostu obecnością. Proste gesty dają dużo więcej niż godziny „przesłuchań” z paralizatorem. Z całej tej bajki zapamiętuje się nawet nie samego potwora, ale jej szczęście, gdy może przy nim być. Choć miała wcześniej przyjaciół, teraz poczuła, że jest akceptowana cała, również z ciałem, które uważała za niedoskonałe.
Rodzące się uczucie i nadzieja, że oto uda się uratować stwora przed pokrojeniem na stole operacyjnym, napełnia widzów tak dużą dawką ciepełka, że chyba mało kto zawraca sobie głowę realizmem i prawdopodobieństwem. Jest ładnie i ma wystarczyć.
Szczerze powiem, że dla mnie to ciut mało, brakuje mi grozy, więcej tajemnicy, a całość ratowała jak dla mnie jedynie odrobina humoru. Tym razem więc kciuków nie trzymam – wolę te kilka tytułów, o których już wcześniej pisałem. Zresztą kilka jeszcze przede mną do opisania (choć już obejrzane).
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: Imperial Cinemapix