Strasznie polubiłem zabawy w Escape Room, czy też jak ktoś próbuje to spolszczać pokoje zagadek. Gdy więc trafiła się w propozycjach książka, która w tak wyraźny sposób odwołuje się do takiego pomysłu, mimo narastających w zastraszającym tempie stosów, nie mogłem się jej oprzeć.

Jeden pokój, szóstka zamkniętych w nim osób. I ograniczony czas, na to by się stamtąd wydostali. Ten schemat jest dość jasny, a autor dodatkowo go jeszcze trochę podkręca. Żadne z nich nie wie dlaczego się tam znalazło (no, może poza jednym, ale o tym za chwilę), po prostu uśpiono ich, porwano i przewieziono do zamkniętego pokoju hotelowego. A żeby było jeszcze dziwniej, w łazience podrzucono im też jedno ciało. Dopóki nie wskażą spomiędzy siebie zabójcy, nie będą mogli się wydostać. Celem dodatkowej mobilizacji tajemniczy „mistrz gry” grozi im wszystkim wysadzeniem hotelu, w wypadku gdyby czas upłynął zanim się wydostaną.

Brzmi to całkiem interesująco, szkoda że potem już ten motyw zagadek, wskazówek, rozwiązywania wspólnie jakiego problemu, nie jest wykorzystywany. Całe „śledztwo” zrzucono na jedną osobę, która jak się okazuje nie do końca jest w stanie temu podołać. Sama postać głównego bohatera jest na pewno intrygująca: Morgan Sheppard od dziecka marzył, by być kimś sławnym, a po tym gdy jako 13-latek rozwiązał sprawę śmierci swojego matematyka i zyskał przydomek „młodego detektywa”, dostał swoją szansę. Dziś po kilku latach prowadzenia własnego programu w telewizji, w którym występuje jako odkrywający różne sekrety i ferujący wyroki, jest już totalnie wypalony: nie potrafi normalnie funkcjonować bez prochów i alkoholu.

Nawet świadomość, że to przez niego zamknięto tych wszystkich ludzi i to właśnie on może najszybciej znaleźć rozwiązanie zagadki postawionej przez porywacza, nie wpływa jakoś na rozjaśnienie jego umysłu. Dochodzenie do prawdy jest raczej ciągiem dość przypadkowych, dramatycznych sytuacji, nie ma w sobie tej ekscytacji gdy do czegoś dochodzisz jak w escape roomach. Wśród nich ma być zabójca, on Sheppeard podejrzewa więc wszystkich, a oni również jego. Zero współpracy, raczej oskarżenia i wątpliwości…

Tajemnica odsłania się powoli dzięki temu, że bohater przypomina sobie przeszłość i widzimy ile osób w swoim życiu krzywdził. Tylko teraz pytanie: kto był na tyle zdeterminowany i szalony, by mścić się nawet kosztem innych ludzi.

Nie dowiemy się niestety zbyt wiele o pozostałych „ofiarach” zamknięcia, mimo prób budowania napięcia w pokoju, bardziej interesujemy się przeszłością (bo tam jak czujemy jest klucz) niż teraźniejszością. Lektura sympatyczna, ale jednak troszkę rozczarowanie, że nie do końca udało się wykorzystać ciekawy skądinąd pomysł.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl