Po lekturze „Załogi” jakoś kręciłem nosem, a autor ostrzegł mnie, że mogę mieć te same zarzuty przy lekturze „Gry w oczko”, ale nie powstrzymało mnie to przed zmniejszeniem stosu wstydu, który dzięki epidemii może wreszcie ograniczę. Od Warszawskiej Skarpy kupuję większość tytułów, więc Kalinowski czekał na swoją kolej już jakiś czas. I…
I jest dobrze. Nie mam takiego poczucia chaosu i braku połączenia między wątkami jak przy najnowszej książce tego autora. Co prawda piłka nożna nie należy do moich koników, to na szczęście wszystko jest zgrabnie wyłożone kawa na ławę, tak że i laik zrozumie skalę i rodzaje przekrętów. Pieniędzy w tym sporcie nie brakuje, więc i temat, który może podnieść ciśnienie się znajdzie. Jak są pieniądze, są i pokusy by je wydawać, a wtedy jest i żądza, jest zazdrość, są podstawy do szantażu, od razu jacyś dłużnicy i inni cwaniacy wokół… No i są media. Tak generalnie szybko można by naszkicować fabułę tego kryminału.
Podobnie jak przy Załodze jest kilka wątków pobocznych, które są dodatkiem, ale na szczęście potem z większym sensem udaje się to połączyć. To co chyba jednak najbardziej mnie „kupiło” w tej historii to bohaterowie – sympatyczni, ale nie bez wad, ciekawe relacje między nimi, jakieś iskrzenie.
Dziennikarka Joanna Becker, przygotowująca program na temat śmierci młodego pisarza, mieszkającego w apartamencie nad nią – pierwsza na miejscu zdarzenia i uparcie zbierająca materiały mimo, że na piłce się nie zna. Pomagający jej, misiowaty i prawie cały czas pod wpływem Michał Misiewicz – człowiek, który o piłce wie prawie wszystko, ale z powodu picia i charakteru nikt nie chce już z nim pracować. I wreszcie glina – przecież taki musi być. Artur Konieczny zapatrzony w Joannę, łamie stereotypy na temat tego, że policjanci to typy nieciekawe i niesympatyczne. Ta trójka (choć postaci jest dużo więcej) ciągnie całość i nawet jeżeli zbaczają na boki, to i tak im się to wybacza, wciągają nas nie tylko ich hipotezy i podejrzenia, ale nawet sprawy prywatne.
I choć sam finał ciut mnie rozczarował, to całość bardzo sympatyczna – samo morderstwo w pewnym momencie gdzieś schodzi na drugi plan tyle tu innych, równie smakowitych grzeszków (imprezy, hazard, handel meczami, zawodnikami, narkotyki, polityka). Do tego sporo o piłce i trochę kulisów telewizji. Łyka się to bardzo szybko. Tylko uwaga – wrażliwcy muszą być przygotowani na dość brutalny język, ale dzięki temu ta książka jest żywa.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl