Premiera kinowa za nami, nie ma co więc odkładać pisania o nowym filmie Asghara Farhadiego. Dwukrotny zdobywca Oscara ma swój własny styl, potrafi wyciągnąć bardzo wiele psychologicznej głębi i dramatyzmu nawet z pozornie prostej sytuacji. Tym razem funduje jednak widzom pewne zaskoczenie, może nie samym scenariuszem i sposobem narracji, ale tłem w jakim osadza swoją historię. Znowu interesuje go rodzina, relacje między poszczególnymi członkami, postanowił jednak umieścić swój film w obszarze kultury hiszpańskojęzycznej, w trochę innej mentalności niż to co widzieliśmy dotąd w jego obrazach. Mimo plenerów, zatrudnienia charakterystycznej (i ciekawej) obsady, nie proponuje jednak nic nowego. Ba, nawet powiedziałbym, że „Wszyscy wiedzą” wypadają na tle jego poprzednich dzieł dość blado.
To nie tak, że zabrakło ciekawych portretów, ale cała ta historia, mimo próby opowiadania jej w stylistyce thrillera, jest dość przewidywalna. Oto po kilku latach nieobecności do rodzinnego miasteczka przylatuje z Ameryki Laura (Penelope Cruz) wraz z dwójką swoich dzieci. Okazją jest wesele siostry, a jej przyjazd świętuje cała rodzina i przyjaciele. Radość niestety nie trwa długo, bo w trakcie hucznego wesela, znika z domu Irene, czyli nastoletnia córka Laury. Jak się okazuje – porywacze przekonani o zamożności rodziny – wzięli właśnie ich na cel.
Niestety szczęście i wysoka stopa życia prezentowana przed światem nie jest do końca prawdą i trzeba teraz się do tego przyznać, prosząc o pomoc nie tylko rodzinę, ale i wszystkich znajomych. Jednym z nich jest dawna miłość Laury, czyli Paco (jak zwykle dobry Javier Bardem). Będą łzy, rozpacz, bezradność, podejrzenia i błagania. A przy okazji na jaw wyjdzie trochę różnych spraw, które dotąd jakoś były przemilczane. W końcu Hiszpanie potrafią być temperamentni, a sytuacja choć wymaga spokoju i rozwagi, nie należy do najłatwiejszych.
Jak tu skupić się na sprawie i poszukiwaniach, jak w rodzinie, która wydawała się jednością, nagle rysuje się tyle pęknięć. Farhadi niestety jedynie prześlizguje się dość powierzchownie po tym co mogłoby zostać wydobyte na wierzch. Tym razem ma się wrażenie uczestniczenia w telenoweli (i nie dlatego, że wszyscy mówią po hiszpańsku), a nie w poważnym dramacie. Tym razem więc – bez rewelacji. W sumie każdemu z dobrych reżyserów może zdarzyć się słabszy obraz.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: www.gutekfilm.pl