Wyobraźcie sobie emerytkę, która żyje samotnie i według swoich własnych schematów: tu wypatrzy promocję na kurczaki i będzie jechać przez pół miasta (co ma innego do roboty), tu zajrzy do klubu seniora na jakieś zajęcia, to znowu zdrzemnie się na pół dnia, żeby sił nabrać do nowych aktywności. Generalnie stara się nie narzekać, a przynajmniej sama o sobie tak myśli, bo przecież w rzeczywistości narzeka prawie na wszystko. Powiem więcej: jest w cudowny sposób zgryźliwa, chwilami bezczelna, egoistyczna, walcząca o swoje, a w tym wszystkim po prostu chwilami rozbrajająca.

Znacie takie staruszki? Takie które nawet z uśmiechem dziękując, że nie trzeba im pomóc, już wpychają ci wózek do dźwigania od którego tobie za chwilę pęknie kręgosłup, a ona przed chwilą ciągnęła go bez zadyszki? Które niby nie mają siły by wstać z ławki na przystanku, a po chwili wpychają się pierwsze do tramwaju nawet nie pozwalając ludziom by wysiedli? Które masz jak w banku, że czekając w kolejce do lekarza wepchną się przed ciebie, choć nawet nie mają numerka? Wiem, wiem, przesadzam, ale właśnie w ten sposób myśli też bohaterka prawie o wszystkich, którzy ją otaczają. Czytanie o tym w jaki sposób ocenia ludzi, jak nimi manipuluje, by uzyskać to co chce, jak sobie radzi nawet w sytuacjach, które są dla niej nowe, to niesamowita zabawa.

Bo też Kółko się pani urwało jest komedią kryminalną, w której niby jest jakaś intryga, największą frajdę sprawiają nam jednak zwariowane pomysły bohaterki.

I pewnie musiałbym zamieścić jakieś cytaty, by pokazać w jaki sposób odwraca kota ogonem, jak zmienia zdanie i robi masę absurdalnych rzeczy, tyle że odebrałbym Wam przyjemność odkrywania tych wszystkich kwiatków. Pani Zofia ze swoim wózeczkiem na zakupy jest nie do zdarcia. Choć ma kłopoty z chodzeniem (konsultacja u ortopedy wystana w kolejkach już za 4 lata), nie ma sił bo wiecznie chodzi głodna (emerytura starcza tylko na czerstwe bułki), to potrafi zagiąć nie tylko policjanta, wszystkich którzy mają wobec niej jakieś pretensje, ale nawet bandziora, który ma zlecenie aby się jej pozbyć. Spiskuje, podsłuchuje (a jakże) i (o zgrozo) nie potrafi trzymać języka za zębami, wciąż wszystko komentując, obgadując, doradzając, złorzecząc, skarżąc się lub też po prostu mówiąc o sobie. Jednym zdaniem: proszę Państwa oto nasz polski produkt narodowy, bat na wszystkich leni nie ustępujących miejsca w komunikacji miejskiej, postrach sąsiadów i czyścicieli kamienic, niedoceniane wsparcie na policji, no i moja nowa miłość czytelnicza. Pani Zofia jest postacią tak groteskową (choć jednocześnie zawiera wiele urokliwych cech prawie wszystkich babć na świecie), że nie pozostaje nic innego jak ocierając łzy ze śmiechu, czekać z wytęsknieniem na jej kolejne szalone przygody.

Niby nic skomplikowanego, ale ile radości. Pani Zofio, za akcje z sernikiem, pomarańczami i omletem, za zaglądanie do lodówek, za cudowny zmysł oszczędności, zacieranie śladów i całą masę innych drobiazgów pokochałem Panią całym sercem. Pani umysł jest równie błyskotliwy co i nieodgadniony, a energii może pozazdrościć niejeden odwiedzający siłownię.

Tylko bardzo proszę szanownego autora, żeby trzymał Panią z daleka ode mnie, bo jest Pani nieobliczalna.

Pozdrawiam.
Fan.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl