Zamach terrorystyczny w niewielkim belgijskim miasteczku, którego sprawcą jest muzułmański terrorysta, a ofiarami jest kilkanaście niewinnych ofiar uczestniczących w pogrzebie, w kościele przy rynku. Po takim początku można by się zastanawiać czy Eric-Emmanuel Schmitt postanowił napisać thriller sensacyjny lub też ważną polityczno-społeczną diagnozę problemów dzisiejszej Europy rozdartej między obawami i odruchami miłosierdzia. Nic jednak się nie zmieniło. Słynny dramatopisarz nadal bawi się głównie w filozoficzne i religijne dysputy, na różne sposoby analizuje wolną wolę człowieka, nie przejmując się specjalnie jego rasą, narodowością i wyznaniem. Żeby było zabawniej jako autorytet, który ma pomóc głównemu bohaterowi w znalezieniu odpowiedzi na różne pytania, umieszcza… sam siebie – słynnego pisarza. Ten trochę żartobliwy pomysł, jak się potem okazuje, rozbudowany jeszcze bardziej w finale powieści, może wydawać się ciut przesadzony, pozbawiony skromności, ale w ciekawy sposób zmienia nasz sposób patrzenia, interpretowania całej historii.

Bohaterem „Człowieka, który widział więcej” jest Augustin, stażysta w lokalnej gazecie, młody człowiek, który nie ma ani stałego mieszkania, pieniędzy ani też większych perspektyw. Całymi dniami myśli głównie o tym by cokolwiek zjeść, a zwykle jest tak zdeterminowany, że potrafi nawet żywić się odpadkami znalezionymi w koszach. Między innymi dlatego dość przypadkowo stał się świadkiem zamachu, choć na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Na kilka dni stał się jednak obiektem zainteresowania policji, prowadzących śledztwo, własnego szefa, który traktuje go jako świetne źródło informacji. No i ku swojemu niekłamanemu szczęściu, może spędzić kilka dni w szpitalu, gdzie wreszcie może się najeść do syta.

Augustin trochę obawiał się przyznać do tego, czego był świadkiem na placu, bał się że wezmą go za wariata, ale w końcu opowiada o tym iż widział terrorystę przed wybuchem oraz kogoś kto mu towarzyszył. Niestety, tak jak przewidywał jego relacja nie została przyjęta zbyt dobrze, a wszystko dlatego, że widzi on… zmarłych. Tych, którzy jakoś nie potrafią opuścić ziemi, czują się w obowiązku załatwić jakieś sprawy, nie potrafią pogodzić się ze swoją śmiercią… Jak choćby dawno zmarły ojciec zamachowca, który namawiał go cały czas do tego, by nie rezygnował ze swojego zamiaru. Augustin sam nie do końca rozumie swój dar i nie wie jak go wykorzystywać, zresztą jak wcześniej wspomniałem niespecjalnie przejmuje się on innymi ludźmi, jest skupiony na sobie, tym żeby przetrwać w spokoju, z w miarę pełnym żołądkiem do kolejnego dnia.

Bohater „Człowieka, który widział więcej” przypomina trochę postacie z książek Mendozy, poddaje się bezwolnie biegowi wydarzeń i wydaje się, że nie jest zdolny do jakichś bardziej racjonalnych posunięć. Ważne informacje zachowuje dla siebie, wydaje mu się, że jest w stanie rozwiązać różne problemy i zagrożenia lepiej niż wszyscy inni ludzie, do końca odwleka proszenie kogokolwiek o pomoc. Dziwna to postać i w sumie wszystkie jej perypetie stanowią tu element, który wydaje się mniej poważny wobec pytań, które zadaje nam autor. Stawia on bowiem przed Augustinem arcytrudne zadanie: znaleźć odpowiedź na kwestię kto tak naprawdę winien jest zła, choćby takiego jak zamachy bombowe? Czy to człowiek wypacza religię i w swoim zaślepieniu odrzuca to co mówi do ludzi Bóg, czy też to właśnie Stwórca zasiał to ziarno nienawiści, które w niektórych po prostu szybciej kiełkuje i jesteśmy jedynie zabawką w Jego rękach.

A gdyby to pytanie zadać samemu Bogu, to co by odpowiedział? Jaki jest sens cierpienia i zła na tym świecie? Przewodnikiem do tego spotkania będzie sam Schmitt, filozof, erudyta, humanista, trochę bawiąc się z nami, żartując z samego siebie, pytając nie tylko o źródło zła, ale o wolną wolę. Kto pisze, kiedy ja piszę? Ile z tego jest moje, a ile pochodzi np. z tego co wcześniej przeczytałem, od moich mistrzów, nauczycieli, bliskich, którzy byli dla mnie ważni i mimo, że już nieobecni, wciąż towarzyszą nam w naszych myślach.
Stary, Nowy Testament, Koran, filozofowie, mędrcy i poszukiwanie drogi do objawienia, pytania, które być może nie są zupełnie nowe, odpowiedzi nie tyle na tacy, co do własnego zinterpretowania. Czyli nic nowego Panie Schmitt. Fani tego pisarza zanurzą się pewnie w tę historię z przyjemnością, jednak dla tych, którzy chcą dopiero rozpocząć lekturę jego powieści, „Człowiek, który widział więcej” raczej nie jest najlepsza na początek.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl