Kolejny tytuł ze serii Mundus od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale po raz pierwszy chyba w przypadku tytułów z tym znakiem, niewielkie rozczarowanie. Wiadomo, że gdy mamy do czynienia z reportażem, możemy spodziewać się jakiejś dawki informacji nie tylko subiektywnych, ale i takich po prostu osobistych. To kwestia naszych oczekiwań i obietnicy wydawcy na ile równowaga pomiędzy informacjami na temat np. kraju, a tymi na temat samego zwiedzającego ten kraj, będzie przechylać się w jedną lub drugą stronę, dając nam pełną satysfakcję.
Przyznam, że tym razem może nie tyle zabrakło mi jakichś informacji o Korei i jej mieszkańcach, co po prostu trochę zmęczyła mnie ilość spraw dotyczących samego autora. Ja rozumiem, że praca dla Hyundaia również wiąże się z tematem książki, pozwala na pokazanie nam pewnych mechanizmów funkcjonowania wielkich koncernów, które zbudowały potęgę Korei, jak również podejścia do pracy samych Koreańczyków. Ale już kolejne modele wypuszczanych aut, różnic między nimi i wielokrotne powracanie do strategii firmy na kolejne lata, dla mnie było trochę nudne.
W pewnym momencie pomyślałem, że autor nawet więcej pisze o swojej pracy, polityce koncernu, niż o tym jak się żyło jemu i żonie w tym kraju. Co zwiedzili, czy jadali na mieście, co im się tam podobało… Tyle ciekawych spraw do opisania, a tu tak jakby sztuczna bańka – mieszkanie w amerykańskiej bazie wojskowej, tam zakupy, lekarz, wszystkie sprawy… Serio? To jak poznać kulturę, problemy, wszystkie sprawy, którymi Koreańczycy żyją? Jak dla mnie ciut mało tego.
Troszkę historii, troszkę polityki (wiadomo, sąsiad na północy), garść informacji o tym co sprawiło, że kraj podniósł się z biedy i w kilka dekad stał się tygrysem gospodarczym. Nie znajdziecie tu jednak informacji np. o sporej liczbie samobójstw wśród młodych, o tym jakim kosztem odbywa się ten pęd ku karierze (najlepsza szkoła, studia i pewna praca) i doskonałości. Pozostaje więc niedosyt. Nawet w kwestii uchwycenia tego fenomenu o którym Ahrens sam pisze: powszechnej nowoczesnej technologii, a jednocześnie przywiązania do tradycji (czego już chyba nawet u młodych Japończyków nie ma aż tak w wyraźny sposób).
Na pewno podobały mi się wszystkie fragmenty pokazujące zderzenie mentalności Amerykanina, czy bardziej ogólnie przybysza spoza Azji, z ich sposobem myślenia, pracy, odpoczynku. Frank Ahrens pisze o tym z uśmiechem, ale też z perspektywy kogoś, kto dziś już wcale nie uważa, że to co jego jest lepsze, bez takiego krytycyzmu, który pewnie na początku był mu bliski.
Jeżeli nie oczekujecie zbyt wiele, czyli nie nastawiacie się na kompendium wiedzy, przewodnik, ani coś bardzo przekrojowego na temat współczesnej Korei, to lektura Was nie rozczaruje. Jej zawartość ciąży w kierunku uchwycenia różnic kulturowych i mentalnych, prywatnych zapisków, raczej rozbudza ciekawość, niż wypełnia w satysfakcjonujący sposób wszystkie luki w naszej wiedzy.
Mimo dłużyzn (te auta…), czyta się nieźle, jednak to na pewno nie będzie mój ulubiony tytuł z tej serii. Dotąd te reportażowe stawiałem wyżej nad historyczne, ale lada chwila sięgam po najnowszy tytuł, czyli „Farmaceuta z Auschwitz”, więc kto wie czy nie zmienię zdania.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl
Wszystkiego dobrego w kolejnym roku (lepiej późno niż wcale ;))
dziękuję i wzajemnie!