Wznowienie reportażu wydanego kiedyś przez WAB, teraz rozbudowane o kilka rozdziałów, to raczej propozycja dla tych, którzy o Grecji wiedzą bardzo niewiele. Mieszanka własnych rodzinnych wspomnień, historii (szczególnie tej z XX-wieku), rozmów i obserwacji z ostatniej dekady, gdy tak mocno kraj dopadł kryzys finansowy – może się wydawać, że to chaos, z którego trudno zbudować sobie jakiś spójny obraz. To jednak jeden z reportaży, który jakoś we mnie został. Nawet nie jakimiś fragmentami szczególnie odkrywczymi, czy poruszającymi, a raczej próbą pokazania dziwnej mieszanki dumy i kompleksów, goryczy i jednocześnie siły, dzięki której można wszystko przetrwać. Polacy żartują, że w ramach protestu zawsze można uciec w Bieszczady, a Grecy mają mnóstwo wysp i wysepek, na których życie toczy się powolnym rytmem i choćby kryzys odebrał prawie wszystko, to tam i tak się da żyć. A i zmuszeni do ucieczki z kraju, nie zapominali o ojczyźnie.
Pisząc o różnych zakrętach historii kraju swoich przodków ze strony ojca Dionisios Sturis, o tym jak dużo napięć wywołały próby przerzucenia ciężaru cięć finansowych na przeciętnych obywateli, nie epatuje samymi tragediami, ale pokazuje też jak wielu było i jest takich ludzi, którzy potrafią pokonać każdą trudność. Gdy ma się wsparcie rodziny, potrafi się z pokorą przyjąć pogorszenie się warunków życia, jakieś zmiany, nic nie wydaje się tak straszne, by mogło cię pokonać.
Chyba więcej tu historii, niż współczesności Grecji, ale trudno oddzielać jedno od drugiego. Gdyby nie dziadkowie, rodzice, twardzi ludzie, którzy po trudnych latach cieszyli się nadzieją na lepszą przyszłość, ich dzieci być może nie byłyby tak sfrustrowane, gdy to im się niszczy. Gdyby nie pamięć o tylu zawiedzionych obietnicach i aferach rządowych, może więcej byłoby wiary w możliwość zmian, może też nie byłoby sukcesu nacjonalistów, którzy jako źródło wszelkiego zła wskazują imigrantów.
Nie znajdziemy tu zbyt wiele sielankowych obrazków, miejsc do polecenia turystom, jedzenia czy kultury, jednak dzięki lekturze mam wrażenie, że lepiej poznajemy mieszkańców tej krainy, jej ducha i to bez upiększania na siłę. Jest szczerze o korupcji, klientelizmie, o tym jak trudno zmieniać przyzwyczajenia, są smutne obrazy z imigrantami, ale nie zabrakło też fragmentów, które pewnie wywołają uśmiech na naszych twarzach, jak opowieść o wyspie 100-latków, czy polsko-greckie wcale nie takie rzadkie powiązania.
Czytałem z przyjemnością!
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl