Dawno nie wzruszył mnie żaden film tak bardzo jak właśnie „My octopus teacher”. Niesamowite zdjęcia idą w parze z bardzo osobistą narracją i to chyba jeszcze bardziej odróżnia ten projekt od wielu innych filmów przyrodniczych, które może i zachwycały, ale były dość chłodne. Tu naprawdę udaje się stworzyć wrażenie, że jesteśmy częścią czegoś bardzo wyjątkowego i intymnego. Nie wystarczy dobra kamera, sprzęt, ale niezbędna jest szczególna wrażliwość, byśmy jako widzowie spojrzeli na życie pod wodą w taki sposób jak bohater.

Przez ponad rok towarzyszymy w wyprawach nurka i filmowca Craiga Fostera, który schodzi na plażę i nurkuje w tym samym miejscu, odwiedzając codziennie wodny las Przylądka Burz w Republice Południowej Afryki. Szuka wytchnienia po wcześniejszych projektach, szuka natchnienia i znajduje jedno i drugie. A wszystko między innymi dzięki ośmiornicy, którą zaczyna obserwować. I może wydać się to absurdalne, ale naprawdę w tym co widzimy na ekranie jest jakaś wyjątkowa więź, taka jakby ciekawość i otwartość na to drugie stworzenie, zacierała granice gatunkowe.

Film Pippy Ehrlich i Jamesa Reeda otwiera oczy na to co niezwykłe, ale i pokazuje, że można znaleźć to blisko siebie. Osobista perspektywa jaka jest tu zbudowana, czyni „My octopus teacher” czymś naprawdę niezwykłym – śledzimy nie tylko zwyczaje stworzenia, o którym niewiele wiemy, przejmujemy się jego losami, ale i wraz z narratorem czujemy jak ta historia może zmieniać nasze spojrzenie na świat, na inne stworzenia, jak może zmieniać czyjeś życie poprzez zmianę perspektywy.

Pełen zachwyt kochani.

2 KOMENTARZE