Wigilia. I choć sobie obiecywałem: więcej spokoju, mniej nerwów, bo ten rok i tak tyle zniszczył i zmienił, to znowu wiele spraw na ostatnią chwilę. I blog też. Mimo wszystko nie zostawię Was bez notki. Tradycyjnie z życzeniami. I drugi rok z rzędu bez recenzji, za to z pewnego rodzaju rekomendacją i lekturą, po którą sam sięgam.

Wybieram na ten rok rzeczy, które można sobie „dawkować”. Raczej do sięgania dzień po dniu, niż do czytania od deski do deski. I z tym wiążą się też trochę moje życzenia. Codziennych ćwiczeń ze szczęścia. Motywowania samego siebie, by chciało się chcieć. Mimo wszystko. Niby teraz wszyscy sobie życzymy powrotu do normalności, tylko pytanie czy się da? A więc również umiejętności godzenia się z tym, czego się nie da zmienić, szukania tego co może być punktem zaczepienia, początku czegoś nowego.

Nadziei. By wciąż zaczynać od nowa. Od otworzenia oczu i obudzenia w sobie chęci do życia, powtarzania: to nie jest bez sensu. Radości w sercu. Radości i pokoju, by cieszyć się każdym okruchem dobra, piękna, życzliwości, tego co podnosi na duchu.
Nie załamujmy się, gdy plany się sypią, gdy coś niezależnego od nas się zmienia, gdy tracimy kogoś lub coś dla nas ważnego. To część naszego życia, ale nie cali my, więc próbujmy odnaleźć i odkryć to co jeszcze przed nami.

Banał: zdrowia, bo ono jest ważne i wpływa też na nasz psychikę. Więc dbajmy o siebie. Niech to Boże Narodzenia niesie dla nas odrobinę radości, nie tylko tej zewnętrznej, ale i tej w środku. Radości, która potem pozwoli myśleć o tym co dobre, co można zrobić, a nie tylko o tym co się nie udało, co nie wyszło.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl