Jeżeli lubicie specyficzne, angielskie poczucie humoru, będziecie się dobrze bawić przy tej pozycji. Pewnie najwięcej z niej frajdy mają sami wyspiarze, przyglądając się w tekstach Matta Rudda niczym w krzywym zwierciadle, ale tak naprawdę któż nie lubi czasem pośmiać się z innych nacji. Zwłaszcza, gdy pisze to Anglik o własnych rodakach, a więc nie tylko z odrobiną złośliwości, ale i z całą masą sympatii dla różnych dziwactw.

To książka nie tyle o stereotypach, ale raczej o zmieniających się modach, zwyczajach, ludzkich postanowieniach i ich realizacji (z którą jak wiemy bywa różnie). Jak wyglądają najmodniejsze ogrody Anglików, czym się oni żywią, jak odpoczywają, czy lubią dojeżdżanie do pracy – na te i inne pytania można znaleźć tu odpowiedzi, pełne nie tyle statystyk i analiz, ale raczej zabawnych obserwacji i przykładów. Autor postawił sobie za punkt honoru spisać swoje różne przemyślenia na temat życia codziennego rodaków. Wyruszył w kraj w roczną podróż, zaglądając czasem do cudzych domów, meldując się w hotelach i przede wszystkim rozmawiając, rozmawiając, rozmawiając…

Skoro przewodnik, to pewnie jest jakaś trasa zwiedzania. I owszem. Zaczniemy od salonu, a raczej od kanapy, niezbędnej dla każdego prawdziwego Anglika, odwiedzimy kuchnię, zajrzymy nawet do sypialni, potem wyjdziemy do ogrodu, pójdziemy do pubu, pojedziemy autostradą na plażę, łącznie przyglądając (albo podglądając) się jedenastu sferom życia mieszkańców wysp. Nie zabraknie czegoś dla zmotoryzowanych (czy tylko mi przy lekturze przypominały się felietony Clarksona?) i dla tych, którzy lubią sport. A wszystko to napisane ze sporą dawką ironii i humoru. Czasem Rudd nabija się z innych, a czasem z samego siebie. W końcu któż nie jest wolny od słabości i nie posiada jakichś dziwnych upodobań.

Śmiejemy się, drapiemy po głowie zadziwieni, ale prędzej czy później dochodzimy do wniosku, że Anglicy wcale nie bardziej szaleni i pokręceni od innych nacji. Ba, są do nas całkiem podobni! Czyż o Polakach nie można by było napisać podobnej książki? Chociaż chyba nie, bo chyba w nas mniej jest umiejętności do śmiania się z samych siebie. Synowie Albionu co najwyżej wzruszą ramionami i nie będą mieli ochoty się zmieniać, a w nas od razu odzywają się jakieś kompleksy, urażone ambicje.

Przy pierwszych rozdziałach troszkę zaplułem ze śmiechu kartki swojego egzemplarza (a jakże – herbatą), potem już byłem ostrożniejszy. Może nie dowiedziałem się dużo nowego o wyspiarzach, ale po lekturze mam chyba do nich jeszcze więcej sympatii. Bo mimo pewnych złośliwości, przecież ten portret (autoportret) zawiera w sobie masę ciepłych uczuć i akceptacji dla różnych dziwactw.

„Anglicy. Przewodnik podglądacza” to spora dawka angielskiego humoru i lektura raczej z rodzaju lekkich i niewymagających. Warto jednak czasem spojrzeć właśnie w ten sposób, z odrobiną sarkazmu. Przekonajcie się, jak widzą się sami wyspiarze i czy prawdziwe są stereotypy powtarzane o nich w całej Europie.

PS Musiałem się mocno pilnować, by nie napisać Brytyjczycy, bo przecież Szkoci, czy choćby Walijczycy zaraz by się obrazili, że oni są zupełnie inni. Ale czy tak jest?

PS 2 Pierwsza pozycja ze stosu kilku nowości od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Polecam wydawaną przez nich serię MUNDUS, bo naprawdę można znaleźć tam bardzo interesujące pozycje. Wkrótce kolejne notki!

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl

 

Zapisz