Twórczość Ałbeny Grabowskiej była dotąd dla mnie poza obszarem moich zainteresowań – ot obyczajowo i dla kobiet – choć o „Stuleciu Winnych” słyszałem bardzo dobre opinie. Tym razem autorka postanowiła napisać kryminał, więc moja ciekawość zwyciężyła. Zrobiła to trochę po swojemu, czyli pisząc o tym co dobrze zna (dzieciństwo w Bułgarii, a wcześniej pisząc swoją trylogię też umiejscawiała akcję tam gdzie obecnie mieszka) i mocno rozwijając wątek sytuacji psychologicznej i uczuciowej bohaterki. W tej sytuacji można by rzec, że choć na początku jest trup i prowadzone jest śledztwo, to tak naprawdę gdzieś schodzi on trochę na drugi plan, przysłonięty przez inne sprawy. Pierwszą jest oczywiście samo dochodzenie, które jak się okazuje zakreślone jest bardzo szeroko, a drugą są prowadzone równolegle dwa wątki historyczne. Wszystko niby się jakoś ciekawie łączy, ale początkowo może sprawiać to spory kłopot, by Jana Chrzciciela powiązać sobie w głowie z trupem byłego posła.

Zacznijmy od początku. Płowdiw w Bułgarii – któż by się spodziewał, że nic mi nie mówiąca nazwa miasta oznacza miejsce, które jest dużo starsze niż wszystko co mamy na naszych terenach. To właśnie tu, w teatrze antycznym znaleziono zwłoki byłego polskiego posła. Nikt nie wie po co przyjechał do Bułgarii, a całą sprawę dodatkowo mocno gmatwa fakt iż na jego ciele wydrapano jakieś dziwne znaki. Z Polski ściągnięto do pomocy psycholożkę Margaritę, choć ona sama nie do końca czuje się kompetentna, by wydawać jakieś opinie w sprawie, w której odpowiedzi należałoby szukać daleko w historii. Tajemnicze symbole prędzej mogłaby odszyfrować jej matka, znana archeolożka, z którą bohaterka już dawno zerwała kontakty i jak się okazuje w pewnym stopniu to właśnie ona stoi za ściągnięciem córki do kraju. Pewnie na tej decyzji zaważył też fakt, iż dochodzenie prowadzi jej przyjaciel z dzieciństwa, ewidentnie w Margaricie zakochany. Polka przybywa więc w miejsca, które pamiętała z dzieciństwa i młodości, skąd uciekła po trudnym przeżyciu i próbuje zarówno poradzić sobie z oczekiwaniami dotyczącymi jej udziało w śledztwie, jak i własnymi emocjami i rozterkami dotyczącymi swojego życia.

Cały wątek współczesny nie ma może jakiegoś szybkiego tempa, śledztwo przeplatane jest wątkami obyczajowymi i nie do końca jesteśmy pewni czemu policja rusza po tropie, który wydaje się dość przypadkowy. Nie czepiam się jednak, bo autorka po prostu zbudowała dość karkołomną konstrukcję i wcale niełatwo było powiązać tak odległe w czasie zdarzenia, udowodnić że kogoś dziś nadal mogą podniecać sekrety z przeszłości na tyle, że gotów jest dla nich zabijać. Przecież nawet czytają Dana Browna czasem stukamy się w głowę jak bardzo jest to naciągane. To już Grabowskiej wyszło to lepiej, dlatego że sami śledzimy równolegle opowiadane historie towarzyszącej Janowi Chrzcicielowi grupy uczniów oraz losy mnicha z sekty Bogomiłów z XII wieku. Gdyby to wszystko włożyć w usta któregoś z bohaterów, który niby to odkrywa, byłoby jeszcze dziwniej. A tak, sami sobie układamy elementy tej układanki, w której najważniejszym składnikiem okazuje się tajemna święta księga i kości, w których niektórzy widzą relikwie proroka.

Autorka oczywiście koloryzuje pewne zdarzenia, trochę nagina rzeczywistość, również tą którą znamy z Pisma Świętego, czyni to jednak w sposób, który nie obraża inteligencji, pokazuje to wszystko poprzez subiektywne przeżycia pojedynczych ludzi i ich interpretację różnych wydarzeń, a nie jako jedną prawdziwą wersję wydarzeń. Muszę przyznać, że oba wątki historyczne czytałem z dużą ciekawością, zastanawiając się jak się to wszystko uda połączyć. I udało się. Co prawda samo wyjaśnienie w finale sprawia wrażenie jakby spadało z nieba, ale domyka się to w pewną całość, nie ma jakichś większych zgrzytów. Jedyna więc uwaga krytyczna idzie więc w stronę bardziej ogólną: konstrukcji książki. Dziwi bowiem to, że główna przyczyna śledztwa jakoś kompletnie schodzi na drugi plan i pojawia się dopiero w wyjaśnieniach w finale. Więcej uwagi policjanci i bohaterka poświęcają uganianiu się za księgą i tajemnicami z przeszłości, niż za kombinowaniem kto jest ewentualnym sprawcą. Może też ciut zbyt wiele miejsca poświęcone jest samej bohaterce i jej rozterkom, ale to już opinia faceta, a kobietom pewnie się to będzie bardzo podobać.

Przeczytałem z przyjemnością, jednak zaznaczam że ja po prostu mam słabość do książek wykorzystujących motywy historyczne (chyba jeszcze od czasów Pana Samochodzika). Gdyby ktoś szukał wciągającego kryminału współczesnego, to chyba jednak nie tu.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl