Patryk Vega na pewno umie w marketing 🙂 Bo co do jego filmów, to już bym o tych umiejętnościach tak głośno chyba nie wspominał. Ma swoją publikę, która polubiła jego styl – pełen gagów, mięsa i uproszczeń. I kręci film za filmem. Ale gdy się oczekuje od niego ciut więcej niż kolejnej wersji Kobiet Mafii, to mocno bije w oczy to, że to jest robione na kolanie, upchnięte byle jak w fabułę, bez inwestycji w muzykę, w detale.

A najśmieszniejsze w tym filmie, który przecież w zwiastunie zapowiada się jako komedia, nie ma nic śmiesznego. Nie tylko dla mnie – w kinie, gdzie było 3/4 zajętych miejsc na próżno było nasłuchiwać rechotu. Czyli zdaje się, że to zawód nawet dla jego wiernej widowni. Bo oni nie mają ochoty oglądać polityków w scenach, które i tak świetnie znają, które nas już wku…iały i bawiły przez długie tygodnie, a tu podane na ekranie wybrzmiewają jakoś szczególnie ponuro. To nie bawi, przerysowane wręcz jest żenujące i przerażające, mówimy sobie: dość i nigdy więcej. Po to by jednak nami wstrząsnąć jako widzem i wywołać jakąś zmianę, trzeba by coś więcej – może w stylu ostatniego z sześciu rozdziałów tego filmu, pokazującego mechanizmy polityki niezależnie od partii.

Najciekawsza wydaje się wśród tych sześciu historii ta, która ma w sobie najmniej z prawdy, czyli przyjaźń między Prezesem i jego fizjoterapeutą. Nagle mityczny przywódca pokazuje swoje trochę inne oblicze, by za chwilę jeszcze bardziej zmrozić nas jadem jaki z niego się wylewa. To wtedy widać to zacietrzewienie nawet bardziej niż w krzykach posłanki, którą bez trudu da się skojarzyć z pierwowzorem. Pozostałe historie i zawarte w nich „diagnozy” niczym nie zaskakują: władza deprawuje, szczególnie kogoś kto nie jest przyzwyczajony do przywilejów, kłamstwo w polityce i w mediach nie jest rzadkością, a w romans zdarza się wejść nawet tym, którzy mają wartości rodzinne na ustach… Uderza na pewno to, że postacie polityków u Vegi są tak przerysowane, że są karykaturami, a mimo to wcale nie chce nam się z nich śmiać. Raczej nam jest ich szkoda. Bo to pogubieni, zaślepieni i nieszczęśliwi ludzie.

Aferki, afery, chamstwo i dzielenie Polaków, cwaniactwo… O ile Kler opowiadał o sprawach, o których też jakoś wiedzieliśmy, poprzez symboliczne historie dawał nam jednak trochę inne spojrzenie na tych ludzi, budził emocje. Tu Vega balansuje między dowcipem a publicystyką, między przerysowaniem i podobieństwem… I niewiele z tego wynika. To nie jest żadna bomba przedwyborcza. I to nawet nie jest dobry film. Powiedziałbym nawet więcej: Vega po raz pierwszy zrobił film który jest zwyczajnie nużący – to jednak nawet nie kwestia samego pomysłu, co jego realizacji (montaż, scenariusz, opowiadanie oddzielnych, ale kompletnie przewidywalnych historii).

Vega może krzyczeć: chcą zakazać mojego filmu, ale to tylko marketing. I najlepiej byłoby po prostu tą produkcję zignorować.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: Kino Świat