Okazuje się, że nie trzeba wydawać bajońskich sum i chodzić do prywatnych teatrów, żeby odkryć spektakl, w którym są pomysł, lekkość, humor. I w dodatku musical. No dobra mini musical, bo i scena malutka, aktorów tylko troje, a w dodatku przedstawienie trwa raptem 50 minut. Ale po wyjściu prawie jednogłośnie stwierdziliśmy: jak rzadko kiedy miało się ochotę nucić te teksty. I gdyby poprawić pewne niedoskonałości, być może rozwinąć pewne pomysły, mielibyśmy naprawdę kapitalny musical. W dodatku współczesny, o ludziach, którzy są wokół nas.
Praga i jej mieszkańcy. Świat modnych knajpek i hipsterów, ale również biednych kamienic, dresiarzy, półświatka. Każde z nich ma coś o sobie tutaj do opowiedzenia.Spektakl zbudowany jest z miniaturek – krótkich piosenek, pomysłowo podkreślonych ruchem, odegraną scenką. Proste, a jednocześnie jest to cholernie dowcipne. Może nie najważniejszy jest tu warsztat muzyczny (no perfekcyjnie nie było, panowie raczej robili murmurando), choć śpiewająca większość tekstów Agata Fijewska-Sękulska na pewno go ma, ale całość ma cudowny klimat. Ten mój zachwyt jest trochę rodem z „Rejsu” – trudno wytłumaczyć co tam jest tak fascynującego, ale na pewno wiele osób się ze mną zgodzi. I tu jest podobnie. Trójka aktorów przyjmująca różne tożsamości, bawi, ale i przybliża nam ich wewnętrzny świat. Ich opowieści to chwilami gorzkie, ironiczne spojrzenie to co nas otacza – jak wygląda to nasze życie, poszukiwanie na siłę „autentyczności”, „jakiejś prawdy o życiu”, adrenaliny…
Oprócz p. Agaty, na scenie są również świetnie wpisujący się w rolę naturszczyków z Pragi, Adam Krawczuk i Sławomir Pacek. Te miny, te gesty, te teksty. Cudownie udało się uchwycić to, co można nie raz zobaczyć na prawym brzegu Wisły. Warszawiacy (nawet ci, którzy mieszkają tu tylko parę lat) momentalnie wychwycą wszystkie niuanse – te miejsca, te sytuacje. Różyc, kobieta z czosnkiem z Grochowskiej, panowie spod sklepu, koneserzy i hipsterzy…
Naprawdę perełki. I to nie tylko do śmiechu, ale i do refleksji. Bo to nie jest żaden „rezerwat” z patologią i dziadostwem, jakiś inny świat, to ludzie podobni do nas, choć być może grając pewne role, dostosowując się do otoczenia, mogą wydawać się dziwni.
Duże brawa. I za pomysł (reżyseria i scenariusz Natalia Fijewska-Zdanowska) i za wykonanie. Od tego spektaklu zaczęła się moja przygoda z teatrem Młyn, na Jezuickiej w niewielkiej sali na piętrze mają bowiem więcej takich urokliwych miniatur. 60 minut, ale frajda czasem dużo większa niż z innego teatru. No i bilety dużo tańsze. Zajrzyjcie na ich profil i wpadnijcie do nich, bo warto!
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: mlyn.org