Ci którzy zaglądają na bloga, pamiętają jak kręciłem nosem na książkę Hugo Badera, która miała w jakiś sposób wyjaśnić tragedię wyprawy na Broad Peak – moim zdaniem powstała wtedy książka nie tylko subiektywna, ale i nierzetelna. Ktoś kto nie zna gór, trudno żeby zrozumiał wszystko to co się z nimi wiąże – autor nie stał się członkiem wyprawy „ratunkowej”, od początku był skonfliktowany i pisał głównie swoje wrażenia i przemyślenia.

Dobroch i Wilczyński od początku postawili sobie chyba inny cel, starając się dotrzeć do jak największej ilości ludzi, którzy mogą pomóc im pokazać kolejne fragmenty historii, aby pokazać jej najpełniejszy obraz. I dzięki temu to jedna z lepszych rzeczy jakie czytałem, nie tylko w nawiązaniu do tej  konkretnej wyprawy, ale i do książek o górach jako takich. Z każdego rozdziału bije tu bowiem pasja i miłość do  tego wyjątkowego sposobu doświadczania piękna świata. Po ogromnym wysiłku stanąć na szczycie, przeżyć ten zachwyt, szczególne emocje – kto tego nie zaznał, ten nie zrozumie fenomenu himalaizmu i alpinizmu. Wszystkie te pytania: po co?  to zbyt wielkie ryzyko, koszty, egoizm, bo krzywdzi się bliskich, stają się mało istotne, gdy zrozumie się emocje, motywacje i doświadczenie tych, którzy tego spróbowali.

Z początku możemy być zaskoczeni zawartością książki, gdy autorzy zaczynają nas raczyć historią wypraw polskich, kolejnymi próbami, sukcesami i porażkami, a my wciąż mamy w głowie: miało być o feralnej wyprawie na Broad Peak. Może jednak właśnie dzięki temu wstępowi, dłuższemu wprowadzeniu, nie skupiamy się na sensacji, na oskarżeniach, wskazywaniu winnych i obronie. Najpierw musimy zrozumieć, że wypadki mogą zdarzać się wszędzie – nawet w łatwych dla większości z bohaterów Tatrach. Tam zwykle zaczynali, ale wciąż było im mało, kolejne wyzwania kusiły, a po kolejnych sukcesach, rosło przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy odpowiednio się przygotować, uniknąć błędów, mieć trochę szczęścia i można zostać tym pierwszym albo jednym z pierwszych na górze. Skoro latem to już coraz łatwiejsze, to może ciągnąć legendarne osiągnięcia Polaków i atakować w warunkach zimowych…

Poznajemy przebieg różnych wypraw, aby zrozumieć, że góry potrafią być mało łaskawe nawet dla najlepszych. A w warunkach ekstremalnych jakich doświadcza człowiek powyżej pewnej wysokości, wcale nie jest łatwo zachować racjonalność w myśleniu, decyzjach. To nie jest tak, że świadomie zawiesza się etykę, ale każdy musi walczyć przede wszystkim o własne życie, kierując się komunikatami jakie wysyła własny organizm. Nie chcę w ten sposób dać do zrozumienia, że za dobrą monetę przyjmuję wyjaśnienia tych, którzy przeżyli, ale tu naprawdę nie ma prostych odpowiedzi i łatwych rozstrzygnięć. Doceniam to iż udało się autorom zachować duży obiektywizm i rzetelność w tym, aby pokazać różne od różnych stron argumenty i opinie dotyczące tego co się zadziało. To nie tylko kwestia odtworzenia samej wyprawy na Broad Peak, ale i samych przygotowań, czy też medialnej burzy, jaka czekała na jej członków po powrocie. Cały, tak odmienny od tego jak wyglądały wyprawy choćby w latach 80, aspekt nieustannego bycia w kontakcie, relacjonowania wydarzeń na żywo, który jest dziś oczywisty, jest tu nie mniej istotny, jak i sama próba opisu tego co doprowadziło do śmierci dwóch ludzi, czyli Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego. Żadna inna tragedia, a przecież było ich w historii naszego himalaizmu sporo, nie była tak mocno dyskutowana.

Praktycznie każdy z nich ma tu spory fragment, który jest poświęcony tylko jemu, nie tylko ci, którzy zginęli, ale wszyscy członkowie wyprawy, jej organizatorzy. Przyglądamy się ich drodze do sukcesów, porażkom, lepiej być może rozumiemy emocje jakie nimi kierowały. To jest fantastyczne i praktycznie każdy z tych rozdziałów, mógłby zostać rozbudowany do osobnej publikacji (Artur Hajzer, właśnie takiej się doczekał). Książka Dobrocha i Wilczyńskiego nie jest więc jedynie o samej wyprawie na Broad Peak, ale dużo szerszym spojrzeniem na ludzi, którzy ciągną tak wysoko w góry. Możemy trochę bliżej poznać środowisko dość hermetyczne, które do szerszej świadomości przebija się ze swoimi historiami dość rzadko.

Ogromna zaleta „Niebo i piekło” to fakt, że to nie jest sucha faktografia, to się po prostu świetnie czyta. Z dużą wrażliwością, niepodważalną znajomością tematu, bez gonienia za sensacją, udało się napisać rzecz, którą można polecić zarówno znawcom, jak i laikom.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl