Paulo Sorrentino stworzył obraz, w którym dosłowność chwilami przeszkadza, ale jednocześnie fascynujący. Bo jego bohater (trzeba być ślepym by nie rozpoznać byłego premiera), to człowiek nie tylko zapatrzony w siebie, wykorzystujący ludzi, manipulant o władzy i możliwościach prawie nieograniczonych. To również starszy już facet, który choć wciąż otrzymuje upragnione od otoczenia oznaki uwielbienia i pochwał, zaczyna już czuć, że jego młodość i energia już dawno za nim. Może udawać, ale sam siebie nie oszuka. I to jest właśnie ciekawe: śmiejemy się z tego nadętego pajaca, ale i współczujemy my, wydaje się groteskowy, ale też trudno go nie podziwiać.
Ludzie garną się do niego nie tylko po to, by coś zarobić (choćby na organizacji imprez w stylu bunga bunga), by ogrzać się w blasku tyrana lecz by czerpać również tę energię. Ten film to nie tylko satyra, ale i próba zrozumienia jego fenomenu.
Czy we Włoszech wokół tego filmu jest tyle kontrowersji ile byłoby u nas, gdyby np. ktoś postanowił zrobić równie groteskowo portret pewnego posła? Pewnie nie. Choć ciut niezrozumiały jest dla mnie fakt pocięcia go na pół i pokazywanie go w dwóch częściach? Że niby za ostro? Porównania do „Wilka z Wall Street” są trochę przesadzone, choć są tu i narkotyki, spora kasa i piękne, rozebrane kobiety.
Pogoń za władzą, pieniędzmi i sukcesem jako najważniejszy cel – można sporo poświęcić, zainwestować, by się załapać na falę wznoszącą. To film opowiadający nie tylko o starzejącym się premierze, który na chwilę stracił władzę i marzy o powrocie, a o ludziach go podziwiających, pielgrzymujących do niego, bijących mu brawo. Nie tylko dla prostackich korzyści, raczej traktując go jako wizjonera, geniusza, u boku którego warto być. To film o pewnej wizji życia, wizji kraju i sposobu rozwiązywania wszelkich spraw i problemów. Można wybaczyć bogactwo i przekręty, gdy kocha się go za to, że potrafi jednym słowem, gestem zatroszczyć się o kogoś w potrzebie, najlepiej przed kamerami, by zobaczył to cały kraj. Kim są tytułowi Oni? Tymi, którzy rządzą i raz na jakiś czas pochylą się nad losem maluczkich? A może właśnie tym anonimowym tłumem, który mimo, że wie o kłamstwach, przekupstwie, przekrętach i tak głosuje na kogoś kogo skrycie podziwia. Zobaczcie – niby stary, a wciąż może…
Chwilami nie chce się aż wierzyć w to co widzimy – te wszystkie młodziutkie dziewczyny, które tak wzdychają na jego widok, wszystkie jego dziwactwa, przepych jakim się otacza. To przecież wcale nie odbiega tak bardzo od tego co już o Berlusconim wiemy. Dziwny film, trochę chaotyczny, chwilami przypominający teledysk, warto go jednak zobaczyć.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Źródło zdjęć: www.gutekfilm.pl