Kolejna świetna pozycja z serii Mundus od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Napisana przez Anglika, więc nie trzeba się obawiać, że będzie pisana „na kolanach”, dużo w niej ciekawości i czasem zdziwienia, ale i fascynacji, bo w końcu pokochał nie tylko dziewczynę z Holandii, wspólnie wybrali, że chcą dalej tu mieszkać. Niby pracując w międzynarodowej organizacji autorowi przydaje się głownie angielski, sam jednak zdecydował, że chce się uczyć również języka niderlandzkiego. Porównań nie uniknie, ale wiele spraw wypada na korzyść nowej przybranej ojczyzny.
Kraj płaski jak deska (może stąd ta popularność rowerów), gdzie największe wzniesienia to raczej przedmiot kpin dla cudzoziemców, znany głównie z tulipanów, kanałów, wiatraków, zalegalizowanej marihuany i prostytucji, dzięki tej książce wyda nam się jeszcze ciekawszy, bo odkryjemy, że można tam dostrzec dużo więcej. Wyruszymy w podróż zarówno geograficzną, jak i historyczną, przyglądając się temu jak się on zmieniał.
Pomysł na konstrukcję kolejnych rozdziałów jest dość prosty, ale i przyciągający uwagę: autor udaje się w jakieś miejsce, podróż, czy na spacer, a to co ogląda i może opisać, pozwala mu na rozwinięcie różnych tematów, od historycznych, socjologicznych, politycznych, po psychologiczne. Nawet na kulinaria znalazło się tu trochę miejsca. Ileż tu ciekawostek, spraw, które aż chciałoby się poznawszy, jeszcze bardziej pogłębić. Choćby podziały między protestancką północą i katolickim południem, które jeszcze przez kilka dekad XX wieku bardzo mocno wpływały na wszystkie sfery życia. To fascynujące, że praktycznie od dziecka, aż po studia, pracę, związki zawodowe, leczenie w szpitalu i dom opieki, państwo oferowało wyraźną separację obu grup wyznaniowych. To przekonanie, że na wszystko da się znaleźć rozwiązanie, jakiś konsensus, tak by wszyscy byli zadowoleni, czuli że nie są dyskryminowani towarzyszy Holendrom aż po dziś, choć pierwsze zgrzyty w tym ich idealnym świecie, gdzie każdy może sobie znaleźć miejsce, przyniosły ostatnie dwie dekady i napływ nowych imigrantów, którzy nie chcą się asymilować, stwarzając wiele konfliktów.
Ben Coates pisze o wszystkim: o tym co może zainteresować przeciętnego turystę, ale częściej zamiast krajobrazami, czy zabytkami, interesuje się ludźmi, ich mentalnością, zainteresowaniami (piłka nożna!), podejściem do pracy (bardzo luźnym), dzikiej przyrody (tu spore zdziwienie), dumy z historii i wstydu z jej ciemniejszych kart, których zdaje się, że nie chcą pamiętać. Na pewno nie jest to przewodnik, ale dzięki lekturze tej książki na pewno będziemy wiedzieć więcej o Holandii i jej mieszkańcach, lepiej ich rozumieć. Co ich drażni, co ich bawi, co jedzą i jak patrzą sami na siebie? I dlaczego, choć lubią podróżować, najlepiej czują się u siebie? Wiadomo, że jest tu pewnie trochę statystycznych, czy mniej lub bardziej poważnych uogólnień, całość jednak napisana jest bez jakiejś złośliwości, z dużą sympatią i ciekawością, by pewne sprawy zrozumieć.
Nabrałem jeszcze większej ochoty na wyprawę do Niderlandów 🙂
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl