Najchętniej to bym zachęcił Was najpierw do posłuchania nagrań, a potem dopiero napisał o nich kilka zdań. Bo jak napiszę, że to produkt z Polski, że to dzieło jednego faceta, to oczywiście będą pochwały i zachwyty, ale zawsze będzie już to trochę umniejszone – fajnie, że i nas ktoś potrafi. A tu przecież chodzi, że to płyta, która spokojnie może być sprzedawana za granicą i być może tam nawet będzie bardziej doceniona. To nie jest więc kwestia: Polak, więc go chwalmy. To po prostu jest cholernie dobre. Przemyślane. Spójne. Klimatyczne.

Mariusz Duda znany jest przede wszystkim jako lider Riverside (również formacji bardziej popularnej za granicą niż u nas bo stacje radiowe mamy wypełnione prawie samą sieczką), ale ma też kilka innych projektów muzycznych. I co ciekawe – wciąż zaskakuje. Bawi się elektroniką, gra coś na pograniczu rocka progresywnego, a teraz idzie w stronę folku. I w dodatku nagrywa wszystko od początku do końca sam, grając na wszystkich instrumentach. Ten jego bas totalnie zaskakuje barwami jakie z niego wydobywa (no dobra, nie zwykły tylko bas piccolo).

Koncept album, wejście do świata pełnego magii, tajemnicy, mroku, ale i światła. W tej muzyce pulsuje rytm, coś szamańskiego, transowego, co chwilami może i wychwytujemy jako monotonię, ale już w następnym momencie się o tym zapomina, znów zanurzając się w ten przedziwny klimat. Warto szukać wersji płyty deluxe, gdzie dostaniemy dodatkowo trzy numery, ale w wersjach dużo bardziej rozbudowanych, to jak suity, a nie standard do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, czyli 5 minut i albo refren wpadnie do głowy albo nie. Tu jest inaczej. Ta podróż zainspirowana słowiańskim i skandynawskim folkiem, do której zaprasza nas Lunatic Soul jest raczej do wsłuchiwania się, do wielokrotnego odkrywania coraz to nowych miejsc do jakich nas zabierze. Przypomniała mi się moja fascynacja Dead Can Dance, bo to oni jako pierwsi pokazali mi, że coś takiego jest możliwe. Włączasz muzykę i nagle jesteś w zupełnie innym miejscu.

Magia. I choć, znając choćby Riverside, do wokalu podchodziłem nieufnie, wydawało mi się, że nie ma w sobie głębi do takich klimatów, jakże się pomyliłem. Pasuje idealnie! Mam chyba płytę roku. Choć Nick Cave oczarował mnie równie mocno. I te dwie płyty zostaną ze mną na pewno na długo.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Więcej o Lunatic Soul: https://lunaticsoul.com/pl/