Herbatka zaledwie letnia

0
1697

Z klasykami to zawsze trochę problem, bo jeżeli ekranizacje były już dokonywane i wyszły bardzo dobrze, czym zatem zaskoczyć widza? Można oczywiście zrobić kino akcji jak Guy Ritchie z Sherlockiem, ale z bohaterem Agathy Christie Herculesem Poirot wyszło by to raczej średnio. Można próbować przenieść akcję w czasy współczesne, kombinować w fabule…

Kenneth Branagh , foto: materiały prasowe Imperial Cinepix

Kenneth Branagh jednak podszedł do materiału tak, że chyba mało kogo zachwycił, czy zaskoczył, a jeżeli to drugie, to raczej na minus. Cała historia pozostała bez zmian, czasy również, ale już w charakterach różnych postaci, reżyser postanowił trochę zamieszać. Szczególnie w swojej. Stanął on bowiem nie tylko za kamerą, ale i przed nią (ciężko go nawet rozpoznać), tyle że wzbogacanie postaci słynnego detektywa o kaskaderskie sztuczki, raczej nie spodoba się jego fanom. Poirot słynie ze swoich niesamowitych wąsów, manier i umiejętności dedukcji, może dziwactw (niektórzy by powiedzieli natręctw), ale na pewno nie z tego, że bandytów by ganiał i łapał ich osobiście. Do tego dodajmy jeszcze pojawiający się wątek rasowy, którego w oryginale aż tak mocno nie podkreślano – niby nic, a jednak zmienia się przez to w naszym odbiorze sporo. Więcej czasu poświęcamy bowiem różnym porównaniom i zastanawianiu się: czy to był dobry pomysł, niż samej zagadce, która powinna przecież trzymać w napięciu.

foto: materiały prasowe Imperial Cinepix

I to jest chyba główny problem tego filmu. Ładnego, bo zadbano o kostiumy, wnętrza pociągu, odpowiedni klimat, o plenery (aż do przesady cukierkowe). Dobrze zagranego, bo też z taką obsadą (m.in. Judi Dench, Willem Dafoe, Penelope Cruz, Michelle Pfeiffer, Johny Deppe, Derek Jacobi), to i wiadomo, że będzie na kogo popatrzeć. Zgrabnego, bo teoretycznie wszystko jest na swoim miejscu, powinniśmy więc mieć satysfakcję z oglądania tego jak poradzi sobie z tajemniczym morderstwem Poirot. Tyle, że film jest może ładny, dobrze zagrany, w klasycznym stylu, czyli bez pośpiechu opowiadany, ale jakoś napięcia i emocji w nim nie ma za grosz. Gdzie ta tajemnica, ta niepewność – sprawca jest z nami w pociągu, bo stoimy na odludziu zatrzymani przez lawinę, a my nie wiemy kto to jest, ani nie znamy motywów? Łamigłówka, w której nie ma radości z rozgryzania? Oj, to chyba nie tak miało być. U Christie właśnie cała zabawa na tym przecież polega – odgadnąć kto kłamie, kto coś ukrywa i spomiędzy słów, gestów, dowodów, domyśleć się prawdy, zanim zrobi to na ostatnich stronach detektyw.

Daisy Ridley, Olivia Colman i Judi Dench, foto: materiały prasowe Imperial Cinepix

Niewielka liczba postaci, teoretycznie zamknięta przestrzeń, a jakoś mam poczucie niedosytu wobec nich – z tych przesłuchań naprawdę ciężko było zebrać zbyt wiele, tak jakby postanowiono iść na skróty, a rozwiązanie spadało z nieba.

Johnny Depp, foto: materiały prasowe Imperial Cinepix

Seans więc jest może i przyjemny, nie nudzi, ale nie ma tej iskry, której by się oczekiwało od dobrego kryminału. Ciekawe, bo zdaje się, że twórcy już myślą o kontynuacji (tak przynajmniej sugeruje końcówka, czyli powrót nad Nil) – czyżby Branagh miał się wcielić się w tę rolę jeszcze kilka razy? Radzi sobie nieźle, wąsy są bardzo oryginalne (zupełnie inne niż dotychczas widzieliśmy o Poirot), ale jakoś brakuje mi pewnych cech wyglądu i zachowania, które kojarzą mi się nieodmiennie z detektywem, który w otoczeniu budził przecież często śmiech i wzruszenie ramion, a nie podziw jak tutaj.

Kenneth Branagh, foto: materiały prasowe Imperial Cinepix

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Materiały prasowe Imperial Cinepix