Czy warto iść na McImperium? Nie zaszkodzi. W każdym razie lepiej obejrzeć ale po seansie wcale nie trzeba od razu kierować się na kanapkę, do miejsca ze złotymi łukami. To nie historia o bohaterze, o kimś kto odbiera bogatym a daje biednym. To opowieść o demonie szybkości, budowaniu sieci, przejmowaniu cudzej wizji i swobodnej, bolesnej ingerencji w jej kształt i wartości.
W tle tego wszystkiego kanapki, ketchup, musztarda, dwa plasterki ogórka i mleko w proszku zastępujące lody z chłodni. Aha, jest także multimikser, od którego zaczyna się cała historia.
Między wątkami pojawia się także słowo „wytrwałość”, które ma być odpowiedzią na pytanie jak głównej, franczyzowej postaci udało się odnieść sukces w wydaniu amerykańskim.
Są też bracia idealiści, szanujący swoje nazwisko, przez lata budujący drogę do spełnienia marzeń. Bracia, którzy mimo rosnących zysków nie zapominają o szacunku dla rodziny, swoich gości i jakości tego co sprzedają.
Jak to wszystko się kończy? Nie zdradzę wprost, raczej podpowiem kulinarnie – niesmacznie.
Tekst: Mariusz Walczak