Niewiele jest książek, które mam na swoich półkach zdublowanych – najczęściej chodzi o tłumaczenie, rodzaj wydania, autografy trudne do zdobycia. Ale tytuły po polsku? Ktoś by spytał: po co?

No więc mam wyjaśnienie – przynajmniej w tym przypadku. Nowe wydanie „Laski nebeskiej” niby zawiera w większości te same teksty co to sprzed 8 lat, trochę autor dołożył, ale nie o sam tekst w tym przypadku chodzi. Ta książka, zawierająca felietony o Czechach, ich mentalności, trochę inspirowana wydawaną kiedyś przez Agorę serią czeskiej literatury (cudowne wydanie z dołączonymi ekranizacjami) została zarówno wtedy, jak i teraz wspaniale uzbogacona o zdjęcia. A ponieważ podobają mi się zarówno te Frantiska Dostala, jak i te klimatyczne Josefa Sudka (ze świetnymi historiami dotyczącymi tego mało znanego u nas artysty), zachowuję obie wersje na półkach. I Państwa namawiam do tego samego 🙂 Jedynie żal, że ich format nie pozwala na to, by radować oczy tymi zdjęciami w pełni. Tu polecam już choćby Internet i poszukiwanie choćby drugiego z panów – zachwyt gwarantowany. Przy okazji z dużą frajdą powróciłem też do samych tekstów – chwilami zabawnych, a chwilami takich bardziej ku refleksji. Te krótkie felietony mogą być świetną zachętą do sięgnięcia po inne książki Szczygła o naszych sąsiadach. Czuć w nich radość ze spotkania z ich kulturą, ciekawość, czasem zdziwienie, a przy okazji mamy okazję przyjrzeć się też temu jak oni postrzegają Polaków, czym się różnimy.

I tak sobie myślę, że zamiast pisać drugi raz recenzje od nowa, zaproszę Was do lektury tekstu, który napisałem na notatnikkulturalny.blogspot.com w roku 2012.

Wpis z 1 maja 2012 roku

Na 1 maja postanowiłem napisać coś zupełnie z innej bajki. Może idąc z duchem czasów – ostatnio dla nas te święta majowe to głównie bez żadnej refleksji oddawanie się leniuchowaniu, wyjazdom, grillowaniu itd. Sielanka. A jaki naród nam się kojarzy z fenomenalną umiejętnością biesiadowania, odcinania się od wszelkich problemów i z humorem? Swoboda, luz, piwo i biesiadowanie… Nie jest to oczywiście 100%-owy prawdziwy obraz Czecha, ale nasze o nich wyobrażenie jak najbardziej. A więc w atmosferze świętowania i wciąż dumając nad tym jak zmienia się to podejście do świąt i po zagmatwanym wstępie doszedłem do tematu notki. Książki do której długo się zbierałem by o niej napisać (przeczytałem już chyba miesiąc temu), ale wciąż nie widziałem jak się od niej zabrać… Część tekstów to znane już wcześniej z Gazety Wybiórczej felietony pisane przy okazji wydawanej serii Czeskiej Literatury i filmu. Oczywiście dla Pana Mariusza film zwykle jest tylko punktem wyjścia do jakichś szerszych (lub węższych) refleksji na temat duszy Czecha, jego sposobu myślenia, funkcjonowania, różnic i podobieństw jakie między nami są. W jakiejś wydawałoby się banalnej historyjce, anegdocie, czyimś życiorysie, nagle odkrywamy perełki nie tylko humoru, ale po prostu radości życia, prostej filozofii, która sprawia, że człowiek czuje się szczęśliwszy. Do tych felietonów „filmowych” dołożono jeszcze kilka innych, krótkich tekstów o kilku czeskich postaciach (Jara Cimrman naprawdę fascynujący!). Ładnie spinają wszystko w pewną całość – to rzecz nie tylko o książkach, czy o filmach, ale po prostu o Czechach, a smaczku dodają jeszcze urokliwe czarno białe zdjęcia Frantiszka Dostala.

Kolejna dobra moim zdaniem pozycja tego autora – i do zadumania się, chwili refleksji i do uśmiechu. Gdy myślałem co by tu napisać – żeby nie powielać wcześniejszych swoich zachwytów nad pozycjami tego autora, recenzji innych, czy słów samego autora wpadłem na pewien pomysł. Rzuciłem się aby przegrzebać różne archiwa, zasoby w internecie, obdzwonić i wykorzystać różne kontakty, aby choć troszkę zbadać ten fenomen propagowania czechofilii w naszym kraju*.

Znajomi Czesi pytani o opinię na temat książek p. Mariusza odpowiadali ciut zaskoczeni, że przecież to nie książki tylko o nich, ale o Polakach i o tym jak ich widzą. Jego książki jak twierdzą są takim „krzywym zwierciadłem”, w którym mogą się przejrzeć, bo przecież sami na różne rzeczy nie zwracają uwagi ich to nie dziwi. Jak na obcokrajowca ich zdaniem udaje mu się nieźle uchwycić czeskie dylematy, ich charakter i różne dziwactwa. Czy tacy są naprawdę? I tak i nie. Jak zawsze. Szczygieł często posługuje się przykładami konkretnych zachowań, konkretnych ludzi, a czytelnik sam to generalizuje – Polakom dorabia „gębę” smutasa, a idealizuje wszystko co czeskie.

Znajomi Polacy prawie bez wyjątku są zachwyceni tymi pozycjami. Czesi, którzy dotąd często byli postrzegani przez pryzmat piwa, zadbanych ogródków, knedliczków i wesołego biesiadowania, okazują się nam bardzo bliscy. Dostrzegamy w nich wiele cech, których zazdrościmy, nagle odkrywamy wiele wspólnych fragmentów trudnej historii i zaczynamy odczuwać solidarność. Okazuje się, że postrzeganie ich poprzez naszą „husarską i straczeńczą odwagę” jako tchórzy niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.
Znajomy dziennikarz rzucił tylko kąśliwie (pewnie z zazdrości, że sam tak nie potrafi), że to takie michałki „reportażowe”, wciąż pisanie na jedno kopyto – kilka znanych nazwisk, anegdotki, filozoficznie niby „głęboko” o zwykłych ludziach i bez specjalnych konkretów migawki ze spotkań „z Czechami” co ma przydawać mu autentyczności.

Zapytana o opinię pewna katechetka dołożyła do tego jeszcze jedno ciekawe spostrzeżenie: że jego książki (a szczególnie jedna) w sposób „przemycany i nie wprost” jej zdaniem mylnie są u nas odbierane jako wyśmiewające religijność. Fakt – można tam znaleźć fragmenty mówiące o odrzucaniu Kościoła, modzie na ateizm, odrzucaniu tradycyjnych wartości, obojętność moralną i ogólną degrengoladę, ale można odkryć też, że nie wszyscy Czesi tak myślą, albo przemyśleć dlaczego tak się dzieje (znowu źródła w historii). Musiałem więc dla równowagi spytać też kogoś niewierzącego i usłyszałem, że jego zdaniem Szczygieł jest świetny choć zbyt zachowawczy, nieobiektywny, bo za dużo tam Boga i odniesień do religii, powinien skupić się jedynie na promowaniu i opisywaniu niektórych postaci – koniecznie ateistów i to im bardziej odważnych w kwestiach moralnych obyczajowych tym lepiej. Ha! Bądź tu człowieku mądry.

Pewien starszy już ksiądz stwierdził, że uwielbia te książki, bo jest w nich ziarno prawdy. Ma znajomych „na parafiach” po tamtej stronie granicy i rzeczywiście dostrzega jak zmieniają się podczas pobytu w tamtej społeczności. Na lepsze spytałem? Częściej się śmieją i mniej gadają o polityce, a więcej o życiu – odpowiedział. Ale brzuchy im rosną równie szybko, bo ludzie serdeczni i trudno odmawiać.

Od jednej z posłanek z parlamentarnej grupy przyjaźni polsko-czeskiej otrzymałem jedynie ogólnikową odpowiedź, że popierają, bo przyczynia się do lepszego poznania między narodami. Szkoda tylko, że po drugiej stronie nikt nie pisze tak dużo o Polakach.
Koleżanka polonistka ucząca w szkole, denerwowała się, że zamiast pisać o literaturze wielkiej tego narodu (ale nie wymieniła nazwisk) pan Szczygieł woli pisać o alkoholikach, degeneratach, którym czasem coś udaje się wypocić, albo o literaturze klozetowej. Ona swoim uczniom by tego nie poleciła…

Na pogłębione studia i analizę tego fenomenu trzeba by jeszcze pewnie dużo czasu – może przy następnej książce się uda. Co takiego w tym jest, że się podoba. I w końcu jest tam prawda, czy tylko stereotypowe porównania i budowanie mitu o wyższości spokoju czeskiego nad nasze wieczne zamartwianie…

Ale na koniec jeszcze ciekawostka. Jak Pan Mariusz zbiera materiały do książek?
Podobno ponieważ nie lubi zadymionych knajp ani piwa, czatuje na zewnątrz i przepytuje gości po wyjściu z knajpy na różne tematy życiowe – jak twierdzi materiały uzyskane od wychodzących są dużo bardziej filozoficzne niż od wchodzących co pasuje do jego felietonów. Widywany jest też na ulicach Pragi i innych miasteczek w różnych przebraniach – raz stoi ze staroświeckim saturatorem częstując gruźliczanką, innym razem jako żywy posąg obserwuje różne scenki w parkach, czy deptakach.

Ponieważ za propagowanie kultury czeskiej w Polsce dostał dożywotni darmowy bilet kolejowy na trasę Lovosice-Kralupy często można go spotkać z notatnikiem zagadującego pasażerów II klasy. Inną metodą na nawiązywanie nowych znajomości i zdobywanie od nich różnych historii (i własnych obserwacji) jest udawanie się pod adresy z ogłoszeń o wynajmowaniu mieszkań. Podobno zdarzało mu się przez pomyłkę trafiać do niektórych nawet po kilka razy – oferowano mu wtedy nie tylko herbatę, ale np. rabat na wynajęcie mieszkania…

Nawet pisząc o znanych Czechach nasz autor bynajmniej nie siedzi w archiwach grzebiąc w stosach opracowań i wspomnień. Najlepszą metodą na zdobycie informacji o znanych jest wg niego chodzenie na stypy i pogrzeby – to jest kopalnia anegdot, wspomnień i autentycznych wzruszeń. Aby wyrobić sobie znajomości na cmentarzach Pan Mariusz przez pewien czas pracował nawet jako pomocnik grabarza w Pradze. Doprawdy – im dłużej grzebałem tym bardziej zaskakiwała mnie pomysłowość autora w tym jak dochodzi do różnych swoich „źródeł”. Ileż spotkań z ludźmi, ileż rozmów, ileż godzin spędzonych na opowieściach by potem w książce pojawiło się jedno albo dwa błyskotliwe zdania. To ile trzeba na książkę?

Choć zdradzę Wam w sekrecie, że są i takie plotki, które głoszą, że Pan Mariusz wogóle nie rusza się od stolika w swojej ulubionej kawiarni. I nad kieliszkiem czerwonego wina wszystko to co pisze wymyśla. Pewnie tego ostatecznie nie rozstrzygniemy inaczej niż próbując troszkę poszukać tych miejsc, które opisuje. Obejrzeć polecane przez niego filmy, przeczytać książki, pojechać do Czech… Może spotkamy tam też tych samych ludzi i będziemy mogli stwierdzić jak to dokładnie z nami i z nimi jest. Może i w nas obudzi się Czechofil?

*uwaga – tekst ma charakter ironiczny i owe poszukiwania prawdy o autorze odbywały się jedynie w wyobraźni piszącego.

Źródło: https://notatnikkulturalny.blogspot.com/2012/05/laska-nebeska-mariusz-szczygiel-czyli.html

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl