Ostatnie moje doświadczenia z komediami w teatrze nie zawsze były udane – farsa jedynie z pozoru jest łatwą drogą do serca widza. Tu łatwo wyczuć każdy fałsz, sztuczność, szarżowanie, to czy zespół bawi się tym co gra, czy też traktuje to jedynie jako chałturę do odbębnienia. W każdym mieście można znaleźć kilka tytułów, które są pewniakami, ludzie szukają znanych twarzy, żeby mieć jeszcze większą frajdę i w ten sposób teatry zapewniają sobie komplety, mogąc wystawiać też rzeczy bardziej ambitne. I w sumie dobrze.
Trochę inny rodzaj widza, inna atmosfera, ale wiecie co? Choć zdecydowanie preferuję sztuki poważniejsze, dobra komedia stanowi cudowną odmianę i pozwala na pozbycie się napięcia, czy zmęczenia. Moją pierwszą wizytę w Teatrze Capitol (gościnnie w ich progach Teatr Gudejko) zaliczam właśnie do tego typu doświadczeń. Szedłem trochę zmęczony, środek tygodnia nie zawsze daje komfort luzu, nie spodziewałem się nic rewelacyjnego, nastawiając się bardziej na sprawienie przyjemności żonie, która uwielbia komedie… Blisko trzy godziny zabawy sprawiło, że oboje wracaliśmy w wyśmienitych humorach.
Artur Barciś jest uwielbiany przez publiczność i reżyserując tekst Norma Fostera, pewnie miał już w głowie tam rolę dla siebie. Ba, nawet kilka ról. Każdy z piątki aktorów ma tu bowiem do zagrania ciut więcej niż zwykle – w sześciu scenkach pojawią się w różnych konfiguracjach i w bardzo różnych kostiumach. Akcja każdej z tych historii dzieje się w jednym pokoju, zarówno fizycznie, jak i w rozmowach… wokół łóżka. Wszystkie w dość zaskakujący sposób połączy audycja radiowa – pierwsza transmisja z pokoju hotelowego, gdzie wybrana przez prowadzącego para ma przed słuchaczami na żywo uprawiać seks.
Temat sztuki więc jest dość pikantny, ale jak się okazuje można opowiadać o miłości fizycznej w sposób, który nie jest chamski, żenujący, a jednocześnie wyzwala nas wszystkich trochę z naszych blokad, by o tym głośno mówić. Starsi też mają prawo nie tylko o seksie mówić, ale i czerpać z niego masę frajdy, choć może ciało mniej idealnych kształtów i młodym wydaje się, że to tylko dla nich. A tu proszę.
Jest chwilami bardzo zabawnie, ale jest i miejsce na moment refleksji, pokazanie, że liczy się nie tylko kontakt fizyczny, ale więź, czułość, pamięć i to właśnie dzięki nim odkryć można w związku coś więcej. Doceniam to i mimo, że energia chwilami ciut spadała (scenka z chorym i jego przyjaciółką z dawnych lat), uważam iż wszystko fajnie łączy się w całość.
Nie ma co zdradzać zbyt wiele szczegółów, ale dobry humor gwarantowany. Artur Barciś i Radosław Pazura (brawa za kreację gwiazdy rocka Tommy’ego Quicka) są stałym punktem obsady, a w pozostałych rolach widzieliśmy na scenie rozbrajającą publiczność Joannę Kurowską (zamiennie z Katarzyną Skrzynecką), Marię Niklińską (Katarzyna Ankudowicz/Paulina Gałązka) i Lesława Żurka (Robert Majewski/Paweł Domagała). Różne charaktery do zagrania pozwalają im chwilami nieźle zaszaleć, a w innej scenie pokazać trochę bardziej spokojne oblicze.
Spektakl pokazywany jest nie tylko w Warszawie (tu ponad dwa lata komplety), ale jak większość produkcji Teatru Gudejko, od czasu do czasu rusza „w trasę” – polujcie więc na niego, bo w odróżnieniu od niektórych produkcji, które mają śmieszyć, a raczej wprawiają widza w zadziwienie nad poziomem żenady, „Między łóżkami” jest komedią zabawną i mimo „sprośnego” tematu, nie przekraczającą granic wulgarności.
Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Grażyna Gudejko, www.teatrgudejko.pl