Seria z reportażami od Wydawnictwa Poznańskiego rozwija się w niezłym tempie i obejmuje zarówno rzeczy krajowe, jak i zagraniczne, aktualne, ale również ciut starsze. W wypadku „Ostatniego pustelnika” mamy do czynienia z tytułem dość świeżym, choć sama sprawa, jakiej autor dotyka, ma trochę lat. A dokładniej 27 lat.

Aż nie chce się wierzyć w opisywaną historię. Były już przypadki, gdy ktoś udawał się na odludzie, gdzie tam na Alaskę i próbował udowodnić samowystarczalność, postanawiał żyć w samotności i jedynie w kontakcie z przyrodą. Bohater tej książki, czyli Christopher Knight znalazł sobie swoją kryjówkę w lasach w stanie Maine, niedaleko jeziora North Pond, gdzie jest cała masa różnych domków wypoczynkowych, a nawet ośrodków turystycznych. Mimo to przez 27 lat żył w samotności, nie mając żadnego kontaktu z ludźmi. W pół godziny mógł dojść do najbliższego domku, w godzinę pewnie do sklepu, czy do drogi, ale nikt go przez tyle lat nie spotkał, nawet nie zobaczył (poza dwójką wędrowców, ale nikomu nie pisnęli słowa). Jak żył, co go skłoniło do takiej decyzji, jak został odkryty… Tego wszystkiego dowiecie się z książki Michaela Finkela, który z różnych informacji, kilku rozmów, złożył opowieść o człowieku, którego nazwano ostatnim pustelnikiem.

Nie zabraknie oczywiście rozważań bardziej ogólnych na temat samotniczego życia z wyboru, Finkel stara się nam przybliżyć temat, wyraźnie zafascynowany Knightem. Ten dość niechętnie o sobie opowiadał, nie chciał wokół siebie rozgłosu, trzeba było więc spróbować nakreślić jego sylwetkę poprzez ślady jakie pozostawił. A było ich wbrew pozorom sporo. Przez lata okradał domki, wynosząc to co mu potrzebne i gromadząc zapasy jedzenie na zimę. Ginęły nie tylko słodycze, mrożonki, czy butle z gazem, ale i książki, gazety i inne drobiazgi. Był lokalną legendą, widmem, bo nikomu nie udało się znaleźć śladów jego obozowiska, choć wiedziano, że jest gdzieś w okolicy. Wpadł dzięki uporowi miejscowego policjanta, który zastawił na niego pułapkę i za swoje czyny postawiony został przed sądem.

Poznajcie pustelnika, który z wyboru odrzuca kontakt z ludźmi, choć korzysta z radia, przez jakiś czas nawet z telewizora. Kradnie, za co go potępiamy, trudno jednak nie przyznać,
że budzi naszą ciekawość i jakąś sympatię. Poznajcie samotnika, którego podejrzewamy
o jakieś problemy psychiczne, zaskakującego nas zarówno inteligencją, jak i organizacją swojego życia w skrajnych warunkach. Najciekawsze w tym wszystkim są nie tylko pobudki do samego działania, których przyczyn nie da się łatwo wskazać ani w religii, ani w chorobie psychicznej, ale i konsekwencja trwania w tym wyborze przez lata. Gdyby tylko mógł, żyłby tak dalej, wcale nie tęskniąc do świata i ludzi.

Próba definiowania wyborów Knighta i porównywania ich z innymi ludźmi, którzy w historii wybierali w swoim życiu samotność, jest niestety mało udana, ale sama historia, przyglądanie się temu człowiekowi jak najbardziej fascynujące. Autor nawet mam wrażenie trochę narusza jego granice, próbując wydrzeć jak najwięcej dla swojej książki, do końca bohater pozostaje dla nas pewnego rodzaju zagadką. I może dobrze.

Choćbyśmy bardzo chcieli obawiam się, że na siłę nikogo takiego nie przywrócimy społeczeństwu. I to nawet nie jest kwestia tego, czy nasz świat jest chory, zwariowany, pusty, tak jak myśli wielu podobnych do niego buntowników. To po prostu kwestia uszanowania jego wyboru. Gdyby nie kradł, mógłby sobie tak żyć, przez nikogo nie niepokojony.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl