Już niedługo ZNAK wydaje drugi tom z cyklu o Jacku Ryanie, a ja niedawno odświeżyłem sobie tom pierwszy, czyli „Polowanie na Czerwony Październik”. I wiecie co?
Wiadomo – inne czasy, pewne uproszczenia w wizji świata i kreacji bohaterów, ale to się nadal świetnie czyta. Biorąc poprawkę na podziały USA-zawsze dobry, ZSRR-z reguły zły, chyba że współpracuje z USA, to po prostu dobry thriller sensacyjny. W pamięci miałem też kapitalny film, ale powieść jest inna, dużo bardziej złożona, wielowątkowa, nie skupia się jedynie na łodzi podwodnej, której wszyscy szukają. Clancy pokazuje nam kulisy całej intrygi po obu stronach zimnowojennej granicy – od osób decyzyjnych, przez dowódców, którzy nie zawsze znają sens wydanych im rozkazów, aż po szeregowych żołnierzy, którzy tym bardziej nie zdają sobie sprawy ze stawki o jaką idzie gra.

Jeden z najbardziej nowoczesnych okrętów podwodnych wyprodukowanych w ZSRR, uzbrojony w rakiety z ładunkami nuklearnymi płynie w stronę wybrzeży Stanów.
Gdy Amerykanie po raz pierwszy wpadają na jego ślad i próbują go śledzić, nie znają jeszcze intencji jego dowódcy. Gdy jednak uruchomione są potężne siły morskie Związku Radzieckiego i wszystkie zaczynają płynąć w tym samym kierunku, robi się jeszcze bardziej nerwowo. Wystarczy jakiś impuls i może wybuchnąć kolejna wojna światowa… Wystarczy, że komuś zadrży palec, poniosą go nerwy.

Clancy podobnie jak za mojej młodości Forsyth, Follett, Ludlum, czy MacLean, to mistrz sensacji, budowania historii, w której nie brakuje napięcia, zwrotów akcji. I choć w tym tomie głównego bohatera, czyli Jacka Ryana, historyka i analityka CIA nie ma w centrum akcji non stop, więc to nie na nim skupia się nasza uwaga, to nie znaczy że tego napięcia nie ma. To właśnie on jako jeden z nielicznych zna wszystkie szczegóły amerykańskiego plany, gry w której trzeba uratować okręt wraz z załogą, bo Rosjanie chcą go zatopić, by nie dostał się w ręce wroga. Tylko jak to zrobić, gdy wszystko musi pozostać tajne, by nie narazić się na konflikt dyplomatyczny równie groźny jak i konfrontacja militarna. Szpiedzy i stratedzy mają tu rolę nawet ważniejszą niż wojskowi, choć ci drudzy muszą chwilami ratować ich plany przed klęską.

Jedyne co może troszkę przeszkadzać to masa detali technologicznych dotyczących sprzętu militarnego. Dla mnie jako laika było to ciut męczące. Lektura jednak mimo upływu ponad 30 lat, daje nadal dużo frajdy.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl