Drodzy Państwo, jest szansa na nowy ciekawy cykl kryminałów. Seria z papugą, którą otwiera „Paragraf 148” zapowiada się naprawdę świetnie. Nie wiem co prawda, czy autor pozostanie w klimatach retro, ale mam na to dużą nadzieję.

Powiecie – wszystko już było. Niby tak, jednak nie do końca. Po pierwsze kryminałów osadzonych w czasach PRL wciąż chyba jest mniej niż tych np. w dwudziestoleciu międzywojennym i nie wiadomo czemu. Czyż w Polsce ludowej nie było ciekawych spraw kryminalnych? Nie było szans na prowadzenie śledztwa? To drugie to częściowo prawda, bo też włada lubiła we wszystko wtykać nos i efekty dochodzenia musiały spełniać pewne wytyczne po linii społeczno-politycznej, to przecież stanowi dodatkowy ciekawy element, który można wykorzystać w kryminale. Po tej linii poszedł właśnie Jacek Ostrowski. No i druga rzecz – nie było chyba jeszcze powieści kryminalnej, której akcja toczy się w Płocku. A w czym on gorszy od takiego Lublina, Poznania, czy Wrocławia, co? Może się przecież pochwalić ciekawą przeszłością, a to, że potem miasto popadło w marazm może stanowić fajne tło dla bohaterów.

Dla niektórych to zsyłka ze stolicy, a dla innych bezpieczne miejsce, gdzie nie rzucają się w oczy i mogą spokojnie pracować, bo nikt się ich nie czepia. Dla bohaterki to dodatkowo rodzinne pielesze, których nie zamierza porzucać, choć musi we własnym mieszkaniu użerać się z lokatorami narzuconymi przez władze. Nie da się komuchom i tyle. Pani mecenas Zuzanna Lewandowska robi swoje – broni różnych ludzi i potem często korzysta z ich życzliwości i wzajemnej wymiany usług – jak to w PRL. I oto staje przed sprawą, dzięki której wreszcie może dorównać swojemu ojcu, cieszącemu się wielką renomą. Ma zająć się obroną kobiety oskarżonej o morderstwo męża i jego sekretarki. Sprawa jest dziwna, ale dla milicji i prokuratury bardzo prosta – mają winną i nie będzie nikt im w śledztwie bruździł. Dlatego też jak pokazują zamieszczone między rozdziałami raporty, więcej energii wkładają w śledzenie Lewandowskiej i zaprzyjaźnionego z nią prokuratora, niż szukanie nowych dowodów. A jak oni coś znajdą? Cóż, najwyżej zmieni się papiery i sukces przypisze się milicji. Tylko kto by wierzył w jakieś tam bajania o seryjnym mordercy ćwiartującym ofiary…

Jest niezła intryga, spora dawka czarnego humoru, bo pani mecenas ma ostry język i nie pierniczy się z ludźmi. Jej złośliwe komentarze, styl życia (alkohol, papierosy), sprawiają, że lubi się ją prawie od początku i naprawdę mam nadzieję na kolejne tytuły z tą bohaterką. Do tego fajnie zarysowane tło – nie tylko różne układy i układziki, naciski władzy na zatajanie pewnych detali, drugie życie jakie kwitnie poza wzrokiem służb… No i Płock. Miasto z historią (może trochę ciut sztywne te opisy, słabo wpasowane w akcję, ale jakże smakowite), a dziś traktowane trochę jako peryferie Mazowsza.

Tytułowy Paragraf 148 to kara śmierci, która była orzekana za wyjątkowo brutalne przestępstwa. Ponieważ trudno wtedy było o jakieś nowoczesne techniki śledcze, niestety zdarzało się, że jako winnego wskazywano niestety nie tą osobę, którą powinno się złapać. Jedna z takich autentycznych spraw posłużyła tu jako inspiracja. Więcej nie zdradzę, ale Paragraf 148 gorąco polecam.

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl