Lekcje historii nie muszą być nudne i pojawia się coraz więcej prób udowodnienia tego młodym ludziom. Interaktywne muzea, żywe lekcje, kanały na Youtube, próby opowiadania bardziej swobodnym językiem, wyszukiwanie ciekawostek, pasjonujące biografie… Ale gdy przyjrzeć się temu, wciąż kręcimy się prawie wyłącznie w świecie mężczyzn. Czyżby nie było kobiet, które coś osiągnęły, które można nazwać bohaterkami, które wpływały na losy krajów? Ha! Mamy z naszego poletka dowód na to, że wcale nie było ich tak mało i że można o nich pisać w sposób ciekawy.

Anna Dziewit-Meller wybrała ich około 20 (więcej postaci jedynie wspomina). Powiem Wam, że choć to książka dla dzieci (czy też dla młodszych nastolatków) to sam przeczytałem ją z przyjemnością jeszcze przed córkami, ze zdumieniem odkrywając, że o niektórych nic nie wiedziałem (kevlar wynalazła kobieta i to Polka z pochodzenia?). A przecież jak najbardziej zasługują na pamięć! Kobiety walczyły, tworzyły, rządziły, odkrywały, a jakoś wspomina się je dużo rzadziej niż mężczyzn. Pora więc odkryć je na nowo, przypomnieć ich osiągnięcia, postawę i…

No właśnie. Nie ukrywam, że odkryłem w tej książeczce jeszcze jeden walor. Inspirację. Te życiorysy nie tylko pokazują, że kobiety potrafią bardzo wiele, że są odważne, wrażliwe, inteligentne, twórcze, potrafią znosić przeciwności, dokonują rzeczy wyjątkowych, ale Anna
Dziewit-Meller pokazuje je w taki sposób, że wydają nam się jak najbardziej normalne, czasem trochę szalone, z głową w chmurach, buntujące się przeciw rzeczywistości. Nie są to pomnikowe postacie, na które jedynie można popatrzeć i westchnąć: no tak,
ale ona to była wyjątkowa. To kobiety, które udowadniają swoim życiem, że choćby mówili: to tylko dla facetów, nie masz szans, lepiej zrezygnuj, bo nic nie osiągniesz – rób swoje i udowadniaj im, że to g… prawda.

A przecież takich nietuzinkowych postaci można by znaleźć więcej. I to jest mój apel do autorki – trzeba kontynuacji! Trzeba wprowadzić takie książeczki do szkół jako lekturę. Chrzanić oskarżenia o ideologię gender i o to, że chce się odciągać dziewczyny od roli żony i matki. Kobiety potrafią łączyć rodzinę i karierę dużo lepiej niż mężczyźni (u których najczęściej albo jedno, albo drugie). Najwyższa pora skończyć ze stereotypami, w których ich osiągnięcia, ich życie są „drugiej kategorii”.

Dziewczyny niech czerpią inspirację z tej książki, niech będą dumne, przypominają o tych bohaterkach, o tym, że historia nosi też spódnicę. I niech same wybierają swoje drogi, nie pozwalają sobie nic narzucać, wmówić, że to nie dla nich, że mają siedzieć w domu. Bo w życiu liczą się nie tylko osiągnięcia, ale po prostu realizowanie swojej pasji, robienie tego, co się kocha, co uważa się za ważne. Czy można postawić na jednej szali żołnierza, który walczy i pielęgniarkę, która ratuje życie? Tego kto np. zarządza szkołami i tę która uczy? Czemu o jednych pisze się w podręcznikach, a o innych zapomina.

Kogo spotkamy w książce? Kobiety z krwi i kości. Między innymi dzielną dziewczynę z powstania, dwie królowe, pierwszą kobietę chirurg, nauczycielki feministki, poetkę w męskim stroju, kobietę szpiega, panią od przyrody, architektki Warszawy czy królową najwyższych gór. Każda postać otrzymuje raptem po kilka stroniczek opisu, nie ma dat, męczących i rozbudowanych biogramów, ale bardzo dobrym pomysłem jest rozbudowanie każdego z rozdziałów o dodatkowe informacje na temat pojęć, wydarzeń czy epoki. Swobodny styl jednocześnie nie przekroczył ram dobrego smaku (nie będę porównywał z inną książką
popularyzującą historię dla młodych czytelników). Dla dzieci, ale wcale nie dziecinne. A całość w fajny sposób uzupełniają ilustracje Joanny Rusinek.

„Damy, dziewuchy, dziewczyny” warto podsuwać też chłopakom, bo te życiorysy przecież są interesujące nie tylko dla płci pięknej.
Zdecydowanie!

Tekst: Robert Frączek, www.notatnikkulturalny.blogspot.com
Foto: Ewa Milun-Walczak, www.miluna.pl

Zapisz